30 czerwca, 2011

Uczę się psychologii klinicznej(  hurra! ostatni egzamin) i niektóre z cech zaburzeń, chorób mogłabym przypisać większości osób normalnych (sobie). Co też za figle płata nam ten nasz umysł, naszego ego wodzi nas na manowce-w cierpienie jeśli tylko nieświadomie dajemy sobą kierować i zapominamy w pędzie (istniejącym tylko albo aż w naszej głowie), o tym co najprawdziwsze wewnątrz nas. Przypomniało mi się co Tolle mówił o świadomości zbiorowej czy raczej jej braku : 
Gdyby historia ludzkości była klinicznym przypadkiem historii jednego człowieka, diagnoza musiałaby brzmieć: „chroniczne omamy paranoidalne, patologiczna skłonność do mordowania oraz czynów skrajnie brutalnych i okrutnych w stosunku do osób uznawanych za wrogów-przypisywanie innym własnej nieświadomości. Osobowość psychicznie chorego kryminalisty, z krótkimi i rzadkimi przebłyskami normalności"

28 czerwca, 2011


Przeprowadzka. Egzaminy. Przyjaciel kot. 

Czytam w przerwie wywiad z Możdżerem, bardzo podoba mi się jego filozofia :                                         To czemu Pan robi muzykę?

LESZEK MOŻDŻER: Nie wiem. Nie wiem... Po prostu każdy ma swoją funkcję na tej planecie. Jeden sprzedaje kwiatki, drugi buduje domy, trzeci gra muzykę. Ja gram. Taka jest moja funkcja. Niech pani zapyta ptaka, dlaczego lata. Nie wie. Tak się dzieje.


[wyrwane z kontekstu]

Tym bardziej jest trudno ( unieść podziw innych )?

LESZEK MOŻDŻER: Nigdy nad tym nie rozmyślałem. Wie pani co? Nie wiem. Spotykam się z jakimiś objawami sympatii, ale powiem szczerze, że tak naprawdę to jest absurdalna sytuacja, kiedy siedzi się na środku oświetlonej sceny, a wokół są dwa tysiące ludzi. Często mam ochotę zdjąć ręce z klawiatury i spytać: „Słuchajcie, o co chodzi? O co w ogóle chodzi? Czego wy ode mnie chcecie, a czego ja chcę od was?”. Jednak później, kiedy ludzie przychodzą i przynoszą mi łzy w oczach, wtedy wiem, że to ma jakiś sens. Nie wiem jaki. Mam nadzieję, że ta muzyka, którą wykonuję, wlewa się przez te różne szczeliny i wciska w zakamarki do środka człowieka i za pomocą różnych chemicznych i duchowych reakcji rozpuszcza jakieś takie zastygłe...zło-gi


20 czerwca, 2011

Jak bardzo trudna czasem jest ta mistrzowska sztuka nie przywiązywania się, wniesienia się gdzieś ponad albo spojrzenia głębiej.  te małe rzeczy tego świata, które przesiąkają naszym duchem czasem tak trudno porzucić, odpuścić i iść dalej.

17 czerwca, 2011

A tymczasem...miasto znów i tyle rzeczy przede mną...ach, jak tu dużo wszystkiego.
Zielone świątki u nas u górach to zapach palonych ognisk, śpiewy góralskie rozchodzące się po polu , śmiechy przed domami i cisza idąca od lasu wraz z gromadą krosnoludzich stworków w skośnych czapeczkach,  spiących w futrach wilków leśnych, których każdy ludzki swór mógłby się wystraszyć. Cóż więcej… cudownie spokojna noc