25 października, 2012

Powietrzna siło, oddechu w nadętych płucach, oddechu co wychodzisz moimi drzwami i biegniesz przez cały wczechświat ratując i odżywiając go co milisekundę i łącząc mnie z oddechami innych.
Jesteś nieskończonym ogromem, a więc mam do Ciebie pytanie ? Dlaczego my tak mało Ciebie znamy? ...czasem przez całe życie zauważamy Cię tylko kilka razy, często jedynie wtedy kiedy zaczyna nam Ciebie brakować.

19 października, 2012

18 października, 2012

Z TĘSKNOTY ZA PUSZYSTYMI CIEPEŁKAMI

Bajka o szu-du-du to najważniejsza przypowieść stosowana w analizie transakcyjnej, psychologicznej koncepcji stworzonej przez Erica Berne’a. Puszyste ciepełka z bajki symbolizują podstawowe pragnienie człowieka - potrzebę kontaktu i bliskości fizycznej, która z czasem dojrzewa i przyjmuje postać pragnień związanych z bliskością emocjonalną.

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami było królestwo, w którym ludzie żyli długo i szczęśliwie. Nie było tam nieszczęść, chorób i przemocy. Każdy mieszkaniec tego królestwa miał swój woreczek z szu-du-du, z którym przychodził na świat. Gdy tylko ludzie spotykali się, zaraz obdarowywali się puszystymi ciepełkami, które dawały poczucie bliskości i zadowolenia. Woreczki miały czarodziejską moc, bo napełniały się puszystymi ciepełkami, gdy tylko trochę z nich ubyło. Mieszkańcy królestwa byli zadowoleni i szczęśliwi, poza czarownicą Belzefą, która nie mogła sprzedać swoich mikstur, bo nikomu nie były one potrzebne. 

Dlatego wybrała się do króla i każdego dnia szeptała mu do ucha: „zobacz, twoja żona rozdaje szu-du-du na prawo i lewo, waszym dzieciom, na pewno ich dla ciebie zabraknie”. Najpierw król śmiał się i przekonywał Belzefę, że bardzo się myli. Niestety, z czasem zaczął bać się, że dla niego może zabraknąć. Wydał wtedy dekret, że wszyscy mieszkańcy królestwa muszą schować woreczki z szu-du-du do wielkich skrzyń, a wyjmować je będą mogli tylko przy okazji świąt, imienin i urodzin własnych i swoich bliskich.

Od tego czasu ludzie byli coraz smutniejsi, zaczęli ciężko chorować, wszczynali kłótnie i awantury. Tylko Belzefa zacierała ręce, bo znowu jej chata pełna była nieszczęśników. Żeby nie rozchorować się czy oszaleć z powodu braku szu-du-du, ludzie wymyślili plastikowe i zastępcze ciepełka, które w najgorszym wypadku przyjmowały postać zimnych, kłujących. 

Zamiast prawdziwymi, obdarowywali się plastikowymi szu-du-du, np. orderami i nagrodami za ciężką pracę, świadectwami z czerwonym paskiem czy wywiadem w znanej gazecie. Gdy ludziom brakowało plastikowych szu-du-du, to sięgali po zimne, kłujące. Bez znaków rozpoznania i jakiejś formy bliskości nie dawało się żyć. Dzieci często prosiły rodziców o szu-du-du ze skrzyni, ale ci przekonywali je, że nie mogą tego zrobić, bo ciepełek może zabraknąć. 

W nocy chowali woreczki jeszcze głębiej. Pewnego razu dzieci Matyldy i Franciszka poszły za miasto i zobaczyły mały domek z ogródkiem, w którym żyli babcia i dziadek z kotem i psem. Z przerażeniem spostrzegli, że ci starsi ludzie mają woreczki przyczepione do pasa i gdy przechodzą obok siebie – wyjmują puszyste ciepełka i wzajemnie się obdarowują. Zaczęły krzyczeć: „Co robicie, nie wolno, zabraknie ciepełek!!!”, ale babcia i dziadek uśmiechali się i obdarowali ich swoimi szu-du-du, nie chcąc nic w zamian. Woreczki wcale nie stawały się puste, a raczej coraz bardziej pękate. Dzieci zauważyły to, radosne pobiegły do domu i zaczęły przekonywać rodziców, że można wyjąć woreczki z szu-du-du, bo puszystych ciepełek nie ubywa. Jak myślicie, czy przekonali rodziców?


Źródło : Charaktery, portal psychologiczny

16 października, 2012

Siedzę w autobusie, przede mną widok na góry. Jest dobrze. Jednak coś mnie gniecie, uwiera, a ja nie mogę tego zlokalizować. Modlę się żeby to zniknęło, tłumacząc Bogu, że to zdarta płyta i to już zbyt uciążliwe.  Do autobusu wsiada dziewczynka, ma warkocze po pas, siada na przeciwko mnie i tak się uśmiecha, tak jej się iskrzą oczy, że nie mam więcej pytań. Raz...dwa...trzy...Przeszło mi!


A propos raz dwa trzy ...

I ja doczekam tego dnia! ...
Zmęczony burz szaleństwem

"Zmęczony burz szaleństwem, jak statek pijany,
Już niczego nie pragnę, jeno wielkiej ciszy
I kogoś, kto zrozumie mój żal nienazwany,
Kogoś, kto mą bezsłowną tęsknotę usłyszy;

Kogoś, kto jasną duszą życie mi przepoi,
Iżbym w spokoju bożym wypoczął po męce,
Kogoś, kto rozszalałe serce uspokoi,
Kładąc na moje oczy miłosierne ręce.

Idę po szczęście swoje. Po ciszę. Do kogo?
Którędy? Ach, jak ślepiec! Zwyczajnie - przed siebie.
I wiem, że zawsze trafię, którą pójdę drogą,
Bo wszystkie moje drogi prowadzą do Ciebie."