Niespodzianka dla świata czyli dziennik introwertyka.
Często słyszę, że jestem introwertykiem - zamykam się w sobie i nie wiele mówię. Przeżywam wewnętrznie. I to wszystko prawda. Prawdą jest też to, że ja i wielu innych introwertyków, których znam, mają takie jedno duże pragnienie: bardzo chcieliby dzielić się swoim światem wewnętrznym z resztą.
Więc jak do tego dochodzi, że tak ciężko im to przychodzi ?
Ja pamiętam obrazy z dzieciństwa, a jeszcze wyraźniej obrazy z okresu dojrzewania kiedy dużo miałam do przekazania, kiedy to chciałam podzielić się moimi odczuciami z najbliższymi, z tymi którym najmocniej ufałam i mogłam powierzyć im swoje odkrycia(tajemnice) dotyczące coraz to doroślejszego, zadziwiającego świata.
Miałam jednak wrażenie, że moje pełne emocji wywody wpadają najbliższym jednym uchem, a zaraz drugim wypadają. Na początku w środku narastał żal, później bunt, a później zwykłe przekonanie, że może to co mówię nie ma żadnego sensu, że jest błahe, nieistotne dla reszty świata, a może nawet czasem to, że po prostu pewnie jestem upierdliwym dzieciakiem. Teraz kiedy patrze na to z perspektywy czasu widzę, że działanie osób mi najbliższych często było nieświadome, wynikało z częstego zmęczenia, ciągłego zapracowania, gonitwy myśli, braku wiedzy na ten temat, strachu.
Później w coraz to doroślejszym życiu czułam, że trudno mi jest się przebić z każdym słowem, często miałam wrażenie, że osoby nie mają ochoty mnie słuchać ( to było tylko moje przekonanie), dziwiłam się bardzo kiedy ktoś czasem mówił " Eva powiedziała to i to" - myślałam wtedy, o matko! to on mnie słuchał i to nawet dokładnie! . Lecz z takim oto przekonaniem nie mogłam często "przebić" się ze swoimi pomysłami, często czułam, że jestem "niesłyszalna" i przyciągałam ludzi, którzy 'dopasowywali' się do mojego przekonania.
Piszę o tym co było, co nie znaczy, że nadal nad tym nie pracuje, teraz niedawno dopiero zaczął się świadomy proces zdejmowania warstw "cebuli", pracy nad otwieraniem się z zaufaniem do świata. To długi proces i bolesny ale otwierający na wymarzone życie, w którym mówi się o swoich uczuciach. Absolutnie nie chce nikogo o nic oskarżać czy mieć pretensji, miałam czas wszystko przemyśleć wiele razy. Piszę ten tekst po to też, żeby rodzice dorastających dzieciaków czytając go pomyśleli sobie : hm…a może warto przestać się w końcu bać swojego dziecka i z nim porozmawiać, ba! a nawet wysłuchać!. Często słyszę w różnych rodzinach : "Warto rozmawiać" ale cóż z tego jeśli nie znają znaczenia słowa " rozmawiać ". Rozmawiać to znaczy mówić o swoich uczuciach i też wysłuchiwać ! , a nawet wsłuchiwać się w czyjeś uczucia!. Widzę często rodziców, którzy podejmują próby rozmowy ze swoim dzieckiem, a wygląda ona mniej więcej tak, rodzic pyta dzieciaka : Dziecko, wszystko dobrze u Ciebie ? Tak - odpowiada dzieciak znając już dalszą reakcję rodzica.
Rodzic :Dobrze, słuchaj to tak podjedziemy teraz do sklepu, czego w domu nie ma do jedzenia? Słuchaj na jutro mam do zrobienia robotę, więc Ty zrobisz obiad i odrób lekcje, lekturę przeczytaj chociaż bo ostatnio nic nie robisz, niczym się nie interesujesz. Bo masz jakąś lekturę do przeczytania, prawda ? .
Wiecie co robi taki introwertyk w swoim świecie ? Czyta książki,rysuje, realizuje po cichu swoje pasje, marzy, rozwija się, a rodzic o wielu z tych rzeczy nic nie wie!. Dzieciak przy
okazji czasem też odrzucając wszelkie nadzieje na sprawiedliwy, słuchający go świat zaczyna pić, ćpać i zadawać się z byle-jakimi ludźmi byleby tylko można było "pogadać" i czuć jakieś zainteresowanie. Kiedy już się wchodzi w ten dorosły świat i nie zeszło się gdzieś po drodze na taką ścieżkę żeby zapomnieć o własnym rozwoju, to zaczyna się po trochu rozumieć i wybaczać.
Zauważam też, że osoby, które najczęściej zarzucają mi zamkniętą postawę, same bardzo często zamykają się w swoich światach, a na rozmowy z nimi o uczuciach trzeba długo czekać. Więc jak to naprawdę jest ? Może to efekt lustra?