4 dni gorączki, zmogło mnie totalnie, wszystko po kolei, jakby prawie każda część ciała chciała o sobie dać znać jak np. dziś rano węzły chłonne, które powiększyły się ileśkrotnie.
No i tak sobie narzekam.
Leże, i tylko kursuje stąd do łazienki.
I co w tym ciekawego, hm ?
Tak sobie leże i czuje taką przyjemną pustkę w środku, brak oczekiwań.
Nie wiem czy to brak świeżego powietrza czy nadmiar leków ale wszystko mnie śmieszy.
Przynajmniej śmieszyło…och jak było wesoło, kiedy dzieciaki siedziały mi na głowie i śmialiśmy się z najmniejszej głupoty, a Flo wtulona we mnie opowiadała niesamowite historie w wilkach leśnych. Już tęsknie.
Chce wreszcie wstać i pójść chociaż na spacer.
Dawno nie odwiedzałam własnego bloga. Teraz czytam swój ostatni wpis o otwartości i wiecie co cholera!? No nie wiem jak to jest ale ja nie mam tutaj z tym problemu. Wszystko się dzieje samo…naturalnie, jestem sobą. Nie zastanawiam się tysiąc razy dziennie jak się otworzyć, po prostu żyje. Widzę jak w mieście mój umysł się plącze i męczy, a można przecież o tyle prościej i spokojniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz