Siedzę przy stole ze wzrokiem zastygłym na jakimś punkcie za oknem, który istnieje tylko w mojej głowie. Ktoś puka do drzwi. Otwieram.
To Miszkolc, tutejszy wilk leśny, mój pies nieprzesadnie piękny. Nic nie mówi. Rozkłada się pod stołem.
Pogłaskałam przyjaciela i wyczułam jego psią tęsknotę za wybranką serca. Znów zawiesiłam wzrok za oknem, na punkcie, którego nie umiem określić słowami, po prostu jest i tworzy się z moich ciepłych myśli o kimś kto jest gdzieś daleko, nie wiem nawet gdzie.
Siedzę w cichym pokoju wyłapując dźwięki muzyki, która bardzo zgrabnie pełza przebrana w pomarańczowy, orientalny strój…skąd przybyła dokładnie nie wiadomo, może z krainy gdzie można usiąść i odpoczywać, a umysł się temu podda, z krainy gdzie można poczuć ciepło rozchodzące się z samego wnętrza. Ta kraina po prostu jest tu, gdzie ja jestem. Te miłe dźwięki czuje pod palcami, które tańczą na stole w rytm pomarańczowej muzyki.
Nic nie powiewa, wszystko zastyga w ciepłych barwach namiętnej czerwieni i pomarańczu.
Zamykam oczy. Daleko od wszystkiego, najbliżej tej tu teraz chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz