20 maja, 2011

Kapelusz dziadzia Stefana moczy się w misce z ciepłą, mydlaną wodą. 
To jedna z pamiątek jakie udało mi się zabrać z miejsca, w którym spędziłam dużą część swojego życia, a przede wszystkim dzieciństwo. Wróciłam dziś tam po trzech latach, z początku nawet nie poznałam tego miejsca. Nie było już żadnego z drzew, na których siedziałam kiedyś obserwując  z góry mój mały świat. Moja przyjaciółka Brzoza wychylała się już teraz tylko z ziemi marnym pniem. Przywitałyśmy się jednak jak zwykle, ani ona, ani ja nie straciłyśmy wspomnień ani chwili obecnej, w której mogłyśmy się cieszyć sobą nawzajem ostatni raz. Usiadłam na pniu Brzozy i nie myślałam o niczym, ogromne niebo przed burzą wzbudzało we mnie podziw, żółte kwiaty kołysały się na wietrze, dookoła śpiewały ptaki. Poprosiłam o wybaczenie i pożegnałam się z tym miejscem na zawsze z poczuciem narodzin czegoś dobrego.

Brak komentarzy: