30 maja, 2006

vstawiam piosnke którą gramy przy różnych okazjach z dzievczentami: Tymbcią DAnutą Mendozą de Gonzagą, Sanchez Ollą Espaną de Petarrdą , Evą Futrinną de Eczevarią Mielonkom. Ostatnio miałyśmy koncert niezapowiedziany w muzeum kinematografii, dam znać jeśli będzie zbliżał się nastepny występ...:>Click here to watch 'numer-popisowy'

29 maja, 2006


To co napravde mnie cieszy, to nie ty, to coś większego niż ty i ja. To coś -co odkryłam- jest podobne do symfonii, jest osobliwym rodzajem orkiestry grającej jakąś melodie w twojej obecności. Gdy odchodzisz i spotykam się z innymi ludzmi oni grają inne melodie równie piękne, ale nie takie ja twoja
Click here to watch 'Two-Sleepy-People---Kay-Kyser-Orchestra-v_Harry-Babbitt--Ginny-Simms-1938'

22 maja, 2006






wstawiam kilka zdjec z tych nowych, w których łódz pieknie mi się objawiła, zdjecia z manufaktury i nietylko.jedno ze zdjec(ja w czarno białej art budce) zostało zrobionE przez mego padre

18 maja, 2006

Groźby skargi i zażalenia...



pisze tu o swoich paranojach, marzeniach np. o tancach na polu orzechów z wymarzonym onym ale po tak odważnym pokazywaniu swojego ja pojawiają się skargi, pojawiały się już różne grożby od różnych, ostatnio i Tymbcia z Antołówki(co ma we drzwiach pałasz, a w oknie kozaka) się do mnie poskarża, że żle pisze, że to jej przeszkadza, że zazdrosc czuje i to na potęgę, grozi mi że będzie gorące podtrzymywać stosunki z tym o którym pisze, a i oto fragmet listu by nie wyszło na to, że zmyslam czy tez znów popadam w jakowes nagie, kwadratowe paranoje, prosze : "ja wiem o kim myslisz! o moim Carterze!Tumor to pseudo Cartera! jak mogłas, ufałam ci mówiąc o mej goracej miłosci do Cartera Piacha Remundozy. ja ci Serpentyno Scarletto Maryjo Kapadocjo Gonzalez pokaże! uwiode La Tosska de Katechetez i zatanczymy namientne tango na twej plantacji orzechów! jeszcze zobaczysz! mam nadzieje, że ci zblednie ten usmiech na twojej twarzy~! Twa dawna powierniczka . Mortadella Anna de Kurtyna Gonzaga" .... otórz najdroższa Tymbciu( pod pseudonimem tak długim ze niestarcza mi palców), w odpowiedzi na twoje łkania i pokazaną wyraźnie nienawisc do mojej skromnej osoby zapraszam cie na zupe cebulową w restauracji u Tetmajera, tam się spotkajmy i rozwiazmy davne porachunki.

17 maja, 2006


kolejka to nijaka, ni mała ni duża, ni to do lekarza, ni to poprostu do mężczyzny, nie wiadomo może bardziej kolejka do meżczyzny niż do lekarza, który nieistnieje, kolejka do doktora Tumora Mózgowicza, w której ja czekam na niego na starym stołku z bukietem kwiatów.ale tyle on ma propozycji od pacjentek, że boje się jeno tego zeby zwrocił on na mnie uwagę, a żeby go nieprzestraszyć zakrywam moje dzikie oczy,które albo to mogą zjeść albo zranić albo pocieszyć. Doktor Tumor po tej pracy, idzie do następnej, jest katechetą, i jak i w doktorze tak i w katechecie dziewczenta się kochają.dalszy ciąg nastąpi i rozjaśni historie...albo i nie nastąpi on n i g d y
Chwile ciszy dobrze nie wróżą bo może jest to cisza przed burzą

15 maja, 2006


pare dni temu było ze mną co tu mówić, napravde źle bardzo...,rożne głupio-ciemne myśli w natęzeniu 99 na 100 przechodziły mi przez głowe, ale wybrałam ja się z dziewczentami z grupy art. ') na noc muzeów...jakby oglądanie przecudnej urody tkanin i kieślowskiego tworów zeszło na drugi plan...w muzeum włókiennictwa, my dziewczęta tańczyłyśmy wzdłuż i w wrzesz sal- walca do muzyki z ziemi obiecanej, a z kolei w muzeum kinematografii zasiadłyśmy do starego pianina we trzy i zagrałyśmy swój numer popisowy, nie będe mówić dużo o windzie, która się zacięła i o przecudownych zakamarach fabryk .powiem jeno jeszcze o tym jak przechodząc koło 19 wiecznych krzeseł fabrykantów, Danka mrukeła pod nosem: ależ bym sobie na tym usiadła..., a ja na to: Danuto, jestem pewna że to zrobisz i co? podchodzi do nas pan w meloniku niczym wyjęty z tamtych lat i mówi : niech urocze panie zasiądą. Co za przyjemność! cóż za magia!. ta ra ra ra Łódź, nasze często dobijające nas miasto objawiło się nam tej nocy przepięknie, naprawdę przemiło.kónuec

12 maja, 2006

Codzienne zatramwajowanie #dva

Wsiadam do tramwaju, na tym samym przystanku, co zwykle i proszę tylko żeby tramwaj nie wybuchł bo wsiada do niego jejmość z pasem granatów, jest rozwcieczona, zła, rozżalona...

Nie jestem jedyną osobą, która jejmości nie widzi, jedynie patrzy w jej wnętrze...bo panią z granatami jestem ja. Tuż po kłótni z mamą, której żałuje coraz bardziej z każdym, kolejnym przystankiem...

Gdzie stoję? W tym przypadku to ważne, między dwoma parami, które patrzą sobie w oczy.

Stoję nad jedną z nich jak zniecierpliwiony anioł stróż bądź straż, który został wynajęty przez najwyższego na to miejsce, do tego tramwaju z numerem 12. Chłopak-wpatrzonej w niego dziewczyny między pocałunkami i spojrzeniami w jej oczy, spogląda na mnie ale tak jakby mnie nie widział, jak by patrzył przeze mnie. Tak...racja...w końcu jestem aniołem z granatami, a aniołów się nie widzi. Za to ja mogłam patrzeć na nich do woli, a miny i spojrzenia chłopaka przypominały mi czyjeś, niegdyś bardzo ważne dla mnie... . W moim wątpliwym anielim ciele mieszały się różne uczucia..., byłam skupiona na parze, a po czerwonych przewodach i kanalikach biegły szybko myśli o samotności, kochaniu, o mamie, o kłótni i o tym co najstraszniejsze...

Czy anioł powinien o tym myśleć?

O ... to już mój przystanek(...)

Wchodzę po schodach, i myśle, a raczej proszę w intensywnym skupieniu myśli :niech ktoś czeka na mnie pod drzwiami... . Spotykam jednego z paru ludzi znienawidzonych przeze mnie- sąsiada z czerwoną twarzą, przechodzę obok niego, rzucając celowo anielski pył by zmądrzał i zczłowieczał.

Jeszcze siedem schodów. Drzwi. Brązowa plama. Nikogo nie ma. Otwieram i już na klatce zostawiam pare łez jak granaty, później w progu, w przedpokoju, na butach, na sierści kota i dalej na balkonie gdzie próbuje złapać powietrze ...i znów myślę o najstraszniejszym. Czy anioł powinien o tym myśleć? Na pewno jutro będzie w gazetach że jegomość z nieba, wypuścił do łódzkich tramwajów kilka aniołów-falsyfikatów.


10 maja, 2006


Cóż ...robota goni robotę ale to nie przeszkadza mi w rozmyślaniu o jakimś cukrowym, złotoszczerym lub szczerozłotym z sercem wielkim onym, ...,myślę także o tym że czas... wybrać się na przechadzkę z zorką pięć,po mieście by porobić kilka zdjęć gdyż nawet słońce nie karze na siebie czekać i wszystko jest co do szczęścia potrzebne mi, by uciec na chwile z tego Świata, jestem jakże zmęczona niektórymi ludźmi i ich zachowaniami(również i sobą) wiec znów siedzę tu miedzy kinem, a kościołem (w kleszczach dwóch jakże różnych scen), podjadam śledzika dwoma lewymi zębami, opieram brodę o rękę prawą patrząc na drzewa, na których najjaśniejsze ich fragmenty można dostrzec na samej górze ich koron, a to słońca zasługa, które jeszcze świeci, a godzina jest poźno-popołudniowa bo prawie 18., do czego po długiej zimie przyzwyczaić się, nie jest mi łatwo. Do rzeczy, do rzeczy... opieram brodę na prawej ręce, lewą rękę mam w kosmosie jak i całą głowe, i myślę że na tym drzewie nie ma tylu liści ile mi przechodzi teraz przez głowe myśli(hm?). . Musze przemyśleć jak tu pisać o czym…zaraz coś wymyśle, może jutro pojawi się tu coś zupełnie innego , nowego. Jestem znudzona moimi nawet-nie-wywijastymi literkami. Bababalubaba .never over pulover. La coca-cola la mortadella, la dolce vita.ciao

09 maja, 2006



nie...dzis znów nie moge napisac ze wszystko jest w porzadku do konca, nie jest dzis najlepszy dzień, brak mi cholernie kogoś kto teraz wyjdzie ze mna na kawe , bo dziś akurat mam wolny wieczór, on też ma czas wiec chetnie się spotka, ale nie ma takiego bo gdzies sie schował gdzies sie poprostu ukrył, wiec staram sie za dnia siedziec jak najdłuzej na sienkiewicza, a to w parku, a to w domu,wiele godzin na rowerze spalajac tam swoja złość i zbędna energie... i tu robic co kolwiek czerpiac skads zupełnie niewidzialna moc, niż w domu byc sam na sam gdzie dostaje paranoji kwadratowych, zamieniam sie w tornado jakiego nikt davno nie widział, tornado z kongo które najpierw robi totalna rozpierduche w pokoju pozniej zas rzuca sie na łożko, nastepnie probuje zabrac sie do roboty co czasem sie udaje...czesto konczy tez na balkonie rysując swoje myśli. oto dwie z nich: W pierwszym dla odczytujacych, nieodczytujacych, odczytanych,nieodczytanych i oczytanych (dla tych którzy nie moga sie odczytac,prosze bardzo- pismo kompyterowe) : wierszyk z rysunku 1: Wyzszosc, co tylko sie jemu wydaje ze moze o kazdej porze, ja tak poprostu miec, na wieczór po 18, przy zupie, przy sniadaniu, na zawołanie, a na-ta-pcza-nie? ... t e ż nie! . tekst do obrazka nr2: Pan Perysław wyjadawszy orzechy nie zauwazył Amfardy w bucie obcasowym znanym Tu i Tam jak i ona sama(znana), atakująca męzczyzn wyjadających...

Click here to watch '06---Dyer-Maker'

05 maja, 2006



Duna poszła spać, miles wyszedł, został stad wyrzucony za pomoca kwadratowego guzika, a zastapił go jakis carl allen. zostałam sama, mam czas na pisanie i nadrobienie tego co juz stracone, siedze własnie w miejscu calkiem nowym, które przyniosło nowe pomysły nowe odczucia i zupełnie cos swiezego i przyjemnego. Nadal odczuwam samotnosc i im wiecej wiosny tym bardziej brakuje mi kogos, podłogi piszcza, sciany krzycza bezglosnie, a ja z nimi i przyznaje ze pod tym wzgledem jest mi zle, ale niewypada mi sie do tego przyznac bo podobno kobiecie niewolno (choc juz to zrobiłam) sciana i podłoga tez nie powinny marudzic bo sa martwe, albo poprostu nie bierzemy ich zbyt serio..Z weselszych i dokonanych, byłysmy wczorajz Duna na Hi way, a po nim brzuch miło pobolewał od smiechu, napravde drodzy panstwo, nie bede mówić o małych i dużych przedsiębiorstwach, bede mówić o ludziach którzy cos przedsiębiorą i robią to z pasją, ale mnie pisanie idzie niezbyt gładko i jak by moze i z pasja ale lekka nadwyrezona i lekkiego pióra alboczli palucha ja nie mam także że sie z tego wytłumaczyć musze...dzieje sie tak ponieważ długo nie prowadziłam tego typu przedsiewziecia jak pisanie sieciowym w znaczeniu internetowym slangiem.byc moze napisze jeszcze jutro jak przegryze to przez noc. a na koniec do pana F....dwa slowa...a miedzy nimi cos wplatane...j a t e z

04 maja, 2006

siedzimy z Duna w sienkiewiczowsko krakowskim mieszkaniu, jest przemiło, dzwony bijace regularnie ustawiaja nas do pionu i miło budzą nowe miłe mysli, miles siedzi z nami, stoi w salonie, przygrywa od czasu do czasu na trabce w przerwie miedzy drinkami. i juz wiem kto jest kto i co jest co, ide do nich , duna i miles siedza sami. ach...jakie to moje posty ostatnio niewyrazne i mało mówne . do pozniej.

03 maja, 2006


vitam ponownie, blog zaniedbałam bo albo to roboty dużo albo to wolne iec zaraz wyskakuje na obiecanego samej sobie psa we mgle z przyjaciolka Doo. jeszcze mam 4 dni wolnego na szczescie, moze uda mi sie gdzies wyjechac, a dopiero co wróciłam z bardzo ciekawego wyjazduu pana Lu., wyjazd pełen wrażeń i nowo poznanych bardzo fajnych ludzi...napisze więcej jak będe miała czasu wiecej. narazie czekaja na dole i wolaja przez okna i zrzucaja z krzesła bo kolejka do komputera jest niemała.