27 lutego, 2011

Siedzę przy stole ze wzrokiem zastygłym na jakimś punkcie za oknem, który istnieje tylko w mojej głowie.                                Ktoś puka do drzwi. Otwieram. 
To Miszkolc, tutejszy wilk leśny, mój pies nieprzesadnie piękny. Nic nie mówi. Rozkłada się pod stołem.
Pogłaskałam przyjaciela i  wyczułam jego psią tęsknotę za wybranką serca. Znów zawiesiłam wzrok za oknem, na punkcie, którego nie umiem określić słowami, po prostu jest i tworzy się z moich ciepłych myśli o kimś kto jest gdzieś daleko, nie wiem nawet gdzie.  
Siedzę w cichym pokoju wyłapując dźwięki muzyki, która bardzo zgrabnie pełza  przebrana w pomarańczowy, orientalny strój…skąd przybyła dokładnie nie wiadomo, może z krainy gdzie można usiąść i odpoczywać, a umysł się temu podda, z krainy gdzie można poczuć ciepło rozchodzące się z samego wnętrza.  Ta kraina po prostu jest tu, gdzie ja jestem.                                                                              Te miłe dźwięki czuje pod palcami,  które tańczą na stole w rytm pomarańczowej muzyki. 
Nic nie powiewa, wszystko zastyga w ciepłych barwach namiętnej czerwieni i pomarańczu. 
Zamykam oczy. Daleko od wszystkiego, najbliżej tej tu teraz chwili. 

Brak komentarzy: