14 maja, 2010

Podróż. Właśnie jadę na drugi koniec Polski i zastanawiam się jak to jest, że w podróży doznaje olśnień. Wpadają mi do głowy zaskakujące pomysły, mam wenę taką, jaką uwielbiam. Chyba już wiem o co  chodzi...Mój umysł ma to co lubi - szerokie pole przestrzeni, które nieustannie się zmienia co daje świeżość. Śpiesząc się w przetwarzaniu migających obrazów nie śpieszy się (umysłowi) jednocześnie nigdzie. Nie czuje na sobie nacisku wewnętrznego ciągłego-czegoś- robienia i planowania czy ziści się coś po mojej myśli ? Po prostu krajobrazy mijają, a myśli swobodnie płyną.
Może to jest właśnie to odpuszczenie? ... ojj...teraz już wiem, że tak...


Będąc już na miejscu siadam prawie codziennie późnym popołudniem pod moim ulubionym drzewem. Dostaję tam odpowiedzi, na wszystkie chodzące za mną pytania, chyba nie ma słowa na to jak się tam czuje i jakich sił mi to dodaje...  Może te które już kiedyś tu  napisałam :
"Głos wielkiego ducha jest słyszany w świergotaniu
ptaków, szumie wód, słodkim oddechu kwiatów. Im bardziej przybywa mi lat tym bliższa staje się indiańska miłość do ziemi. Ziemia koi, wzmacnia, oczyszcza i uzdrawia. Dlatego ja, stara Indianka wciąż siadam na ziemi. Dla mnie siedzenie lub leżenie na niej umożliwia jaśniejsze widzenie tajemnic życia, głębsze myślenie i odczuwanie."


Ta podróż dała mi odpowiedź na pytanie, które zadałam sobie jakiś czas temu i oddałam wolne w ręcę wszechświata. Jakie to fajne, że każdy może mieć swoją wolność... :)
(zdjęcia z komóry z pod samiućkich tater)

Brak komentarzy: