29 stycznia, 2011

z lata..

Ganek, och…wpada tu takie ciepłe letnie światło, słońce ogrzewa nam plecy. Siedzimy na przeciwko płyty gramofonowej która również pogilgotana promykiem słońca wydaje dźwięki, które wprowadzają nas w stan dalekich wędrówek i bliższych przyjemności dla których nawet nie znajduje słowa…ależ po co je nazywać…niektórych ze stanów nawet nie należy nazywać…one po prostu są. Siedzimy tak już z dobre 40 minut, w milczeniu, ale od czasu do czasu wracamy do bliższej jakże przyjemnej rzeczywistości i uśmiechamy się do siebie popijając mrożoną herbatę z kawałkami świeżo zerwanej mięty. Nic więcej nam nie potrzeba, świeże powietrze wpada przez drzwi ganku, muzyka roznosi się po ogrodzie, od czasu do czasu gdzieś ujada nasz pies i ptaki wsłuchane w płynącą muzykę ćwierkają tak jakby już znały ją na pamięć.

Brak komentarzy: