15 maja, 2006


pare dni temu było ze mną co tu mówić, napravde źle bardzo...,rożne głupio-ciemne myśli w natęzeniu 99 na 100 przechodziły mi przez głowe, ale wybrałam ja się z dziewczentami z grupy art. ') na noc muzeów...jakby oglądanie przecudnej urody tkanin i kieślowskiego tworów zeszło na drugi plan...w muzeum włókiennictwa, my dziewczęta tańczyłyśmy wzdłuż i w wrzesz sal- walca do muzyki z ziemi obiecanej, a z kolei w muzeum kinematografii zasiadłyśmy do starego pianina we trzy i zagrałyśmy swój numer popisowy, nie będe mówić dużo o windzie, która się zacięła i o przecudownych zakamarach fabryk .powiem jeno jeszcze o tym jak przechodząc koło 19 wiecznych krzeseł fabrykantów, Danka mrukeła pod nosem: ależ bym sobie na tym usiadła..., a ja na to: Danuto, jestem pewna że to zrobisz i co? podchodzi do nas pan w meloniku niczym wyjęty z tamtych lat i mówi : niech urocze panie zasiądą. Co za przyjemność! cóż za magia!. ta ra ra ra Łódź, nasze często dobijające nas miasto objawiło się nam tej nocy przepięknie, naprawdę przemiło.kónuec

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

również pięknie wspominam noc naszom Ivo kochana, dobrze że sie mamy na te smutne łódzkie chwiele i na te magiczne
całuje
danka
ps. "...jak tak ciujesz to bedzie tak..." Remunda