01 listopada, 2009




Rozmawialiśmy dziś z ojcem wracając z cmentarza na temat tej nieuchronności. Tak trudno mi się z tym pogodzić, dlaczego skoro to takie naturalne, wydaje mi się nienaturalne i nie zgodne z moich myśleniem o życiu.  Więc jak żyć wobec tej nieuchronności ? Trzeba nauczyć się mówić kocham, trzeba nauczyć się szacunku, trzeba nauczyć się trzymać swoich marzeń. Jest jeszcze tyle osób z którymi chciałabym widywać się częściej, jest jeszcze tyle osób, których jeszcze nie poznałam, a już na siebie czekamy. Jest jeszcze tyle rzeczy.   Znalazłam coś co napisałam parę lat temu. Mmm...
                                                                                                                                                            Spotkałam dziś kogoś, kto zadał mi najtrudniejsze pytanie jakiego mogłam się spodziewać.
I nie było wykrętów, musiałam na nie odpowiedzieć.
Chodząc po mrocznych zakamarkach miasta spotkałam zupełnie nie mrocznego, jasnego, dzikiego anioła i to on właśnie mnie zapytał: Jaki ma sens ludzkie życie?
Chodziliśmy długi czas po ulicy, z której bram wybiegały co chwile roześmiane dzieci, my zaś milczeliśmy długo, tylko anioł cicho śpiewał: „Szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie, przyjdzie czas i szczęście pryśnie” . W końcu usiedliśmy gdzieś w barze, anioł trącał mnie co chwile skrzydłami i wciąż nucił tą piosenkę. 
Opowiem Ci coś, powiedziałam :
Przystanek. Stoję oparta o kiosk, słucham muzyki.
Ale jakby mnie tu nie było.
Prawdopodobnie jestem niewidzialna
Dzięki tej muzyce mogę przeszyć każdego na wskroś.
I widze mnóstwo samotnych twarzy, większość wraca do domu, nie wyglądają na często przytulanych, zdradzili się przede mną, a na pewno dziewczyna, której spojrzałam w oczy i one opowiedziały mi jej krótką historię.
Obok – starszy pan w kaszkiecie szeptał boleśnie w głowie o tym że chciałby sie zakochać na starość, aż muzyka przerwała się na chwilę i w uszach pozostał tylko nieprzyjemny pisk który przerodził się z owego szeptu.
Przyjechał autobus. Wsiadam
Z tą samą muzyką przeglądam innych ludzi.
Zmęczona matka z ok. 20 letnim synem. Codzienny, ten sam temat. Powtarza się zawsze między nimi w tym autobusie, zawsze wracają razem do domu. A temat to : milczenie. Syn ma naciągniętą przyzwoicie czapkę na uszy, zapewne przez mamę. Z torby którą ona trzyma na kolanach wystają marchewki i kawałek kurczęcej nogi. Dziś rosół.
Obok mnie siedzi urzędniczka, śmieje się w moim kierunku bo wie, że widziałam jak wstawała do skasowania biletów i spadło jej siedzisko z krzesła. I widzę w jej oczach, że zaraz wróci do domu i już nie będzie miała do kogo tak się zaśmiać.
Przejrzałam ich na wylot. I nikt mnie nie oszuka. Nikt mi nie powie, że co dzień ma się z kim upijać, ma z kim zjeść pierogi, posłuchać muzyki. Jesteśmy tu bardzo podobni...
Nowo-poznany,dziki przyjacielu może chodzi w ich życiu o posiadanie marzeń i dążenie do ich spełniania
Wszelkie sukcesy warte są tylko na kila chwil. 
Wykształcenie- tak wiele warte ale cóż po nim jeśli dusza ucieka od marzeń, jeśli smutek serce rozdziera kiedy wracamy do pustego domu. I cóż to za idea życia kiedy dotyka i widzi się nie duszą, a odbiera rozumem i racjonalnie spogląda- wtedy świat staje się szary i nieznośnie poukładany.
I sądzę, że warto oceniać rzeczy nie ze względu na ich wartość ale znaczenie,
Śnić i marzyć, iść przed siebie kiedy inni siadają, ubierać się prosto i nie pozwolić na to żeby uciekało nam słońce- rzucać się ku niemu co dzień. 
Zakochać się na starość bo ludzie starzeją się właśnie dlatego, że unikają miłości. 
I pamiętać, że nie sztuką i radością jest życie na wierzchołku ale moment i sposób w jaki wspinamy sie na niego. I warto mówić zawsze co się czuje i robić to co się myśli. Mówić kocham- nie zakładać, że ktoś o tym wie. Bo dziś może być wszystkim co nam pozostaje. Życie można wziąć jako jeden aspekt, życie jako życie płynące bez specjalnych wysiłków, równie dobrze można zamienić się w suchą, łykowatą miazgę kaktusową, skałę, kamień...byle co. Bo życie wszak składa się z drobiazgów, z chwil które prosimy żeby trwały wiecznie.  Dziękować i doceniać  .  Warto to robić.  Mając tego świadomość możemy latać naprawdę wysoko.

Anioł przerwał mi, spojrzał przez otwarte drzwi baru i powiedział : Widzisz te dzieciaki?
Dałem im skrzydła. Odbiorę im je kiedy już nauczą się latać samodzielnie.

1 komentarz:

zima pisze...

Dorze się czyta Twojego bloga, na który jakoś trafiłam przypadkiem. Taki realizm magiczny o kojących właściwościach.
Tak, też potrzebuję spotkać anioła, który mi powie, że istnieje miłość, wykształcenie ma wartość, a praca sens. Ciężko żyć, gdy się we wszystko zwątpiło. Duży łyk optymizmu, wysokoprocentowy, wypity duszkiem z aniołem, przy maleńkim stoliku w barze. A ja dotąd stoję i marznę na tym cholernym przystanku tramwajowym. Pozdrawiam:]