27 lutego, 2011

Siedzę przy stole ze wzrokiem zastygłym na jakimś punkcie za oknem, który istnieje tylko w mojej głowie.                                Ktoś puka do drzwi. Otwieram. 
To Miszkolc, tutejszy wilk leśny, mój pies nieprzesadnie piękny. Nic nie mówi. Rozkłada się pod stołem.
Pogłaskałam przyjaciela i  wyczułam jego psią tęsknotę za wybranką serca. Znów zawiesiłam wzrok za oknem, na punkcie, którego nie umiem określić słowami, po prostu jest i tworzy się z moich ciepłych myśli o kimś kto jest gdzieś daleko, nie wiem nawet gdzie.  
Siedzę w cichym pokoju wyłapując dźwięki muzyki, która bardzo zgrabnie pełza  przebrana w pomarańczowy, orientalny strój…skąd przybyła dokładnie nie wiadomo, może z krainy gdzie można usiąść i odpoczywać, a umysł się temu podda, z krainy gdzie można poczuć ciepło rozchodzące się z samego wnętrza.  Ta kraina po prostu jest tu, gdzie ja jestem.                                                                              Te miłe dźwięki czuje pod palcami,  które tańczą na stole w rytm pomarańczowej muzyki. 
Nic nie powiewa, wszystko zastyga w ciepłych barwach namiętnej czerwieni i pomarańczu. 
Zamykam oczy. Daleko od wszystkiego, najbliżej tej tu teraz chwili. 

23 lutego, 2011

KRAINA HUNZA


KRAINA HUNZA - dawne księstwo muzułmańskie znajdujące się na obszarze dzisiejszego Pakistanu, u podnóża zachodnich Himalajów

W tej niezwykłej krainie ludzie dożywają w świetnej formie fizycznej i psychicznej ponad stu lat. Ojcami zostają jeszcze 90 - letni mężczyźni. Hunzowie pracują do końca swych dni, nie znają znaczenia słowa "emerytura"
Mieszkańcy raju na ziemi chorują też niezwykle rzadko. 
Nowotwory, choroby serca, zawały albo odry, świnki czy ospy wietrzne u dzieci są tam właściwie nieznane. 

Dolina, w której żyją hunzowie jest całkowicie odcięta od świata. Nie ma tam sklepów, samochodów, przemysłu, a pieniędzy się prawie nie używa. 
Większość ludzi zajmuje się rolnictwem. Ziemia daje obfite plony lecz nie stosuje się tam nawozów sztucznych. Powietrze tam jest kryształowo czyste, a gleba daję wodę bogatą w związki mineralne. 
Hunzowie jedzą dość mało mięsa, zwierząt jest niewiele bo nie ma pastwisk do ich wypasania. Jest natomiast obfitość zbóż, warzyw i dorodnych owoców. 
Z ziarna wypieka się chleb, a warzywa i owoce zjadane są na surowo pod postacią sałatek zakrapianych olejem z pestek moreli.
Hunzowie piją codziennie szklaneczkę miejscowego wina. 

W krainie Hunzów nie występuje też zjawisko przestępczości, agresji, zagrożenia czy kontroli. Nie ma tam wojska, policji, złodziei, przestępców.
Ludzie czują się bezpieczni, pomagają sobie wzajemnie, czują się szczęśliwi i na swoim miejscu.Pracę swoją wykonują bez stresu i zegarka, z głębokim przekonaniem o słuszności tego, co robią.
. Według Hunzów człowiek jest podobny do rośliny. Musi mieć silne poczucie przynależności. W przeciwnym razie więdnie i umiera jak roślina wyrwana ze swojej gleby, a bezczynność jest znacznie większym wrogiem życia niż praca.Najlepszym umysłowym lekarstwem jest pogoda ducha, a nienawiść i narzekanie powodują napięcie i nerwowość
Życie szanują pod każdą postacią, starając się we wszystkim działać zgodnie z naturą


18 lutego, 2011

4 dni gorączki, zmogło mnie totalnie, wszystko po kolei, jakby prawie każda część ciała chciała o sobie dać znać jak np. dziś rano węzły chłonne, które powiększyły się ileśkrotnie. 
No i tak sobie narzekam. 
Leże, i tylko kursuje stąd do łazienki. 
I co w tym ciekawego, hm ?
Tak sobie leże i czuje taką przyjemną pustkę w środku, brak oczekiwań. 
Nie wiem czy to brak świeżego powietrza czy nadmiar leków ale wszystko mnie  śmieszy. 
Przynajmniej śmieszyło…och jak było wesoło, kiedy dzieciaki siedziały mi na głowie i śmialiśmy się z najmniejszej głupoty, a Flo wtulona we mnie opowiadała niesamowite historie w wilkach leśnych. Już tęsknie. 
Chce wreszcie wstać i pójść chociaż na spacer.

Dawno nie odwiedzałam własnego bloga. Teraz czytam swój ostatni wpis o otwartości i wiecie co cholera!? No nie wiem jak to jest ale ja nie mam tutaj z tym problemu. Wszystko się dzieje samo…naturalnie, jestem sobą.  Nie zastanawiam się tysiąc razy dziennie jak się otworzyć, po prostu żyje. Widzę jak w mieście mój umysł się plącze i męczy, a można przecież o tyle prościej i spokojniej. 

06 lutego, 2011

Problem otworzenia się na ludzi i zaufania zajmuję mi dużo czasu, a przede wszystkim pochłania dużo życiowej energii. Proste wyjście ze znajomymi do knajpy potrafi być zmaganiem ze swoim zamknięciem i oporami. I co się okazuje wiele osób ma ten problem, dziś zadzwoniła do mnie bliska mi osoba i powiedziała :  "Wiesz…mam duży problem z otworzeniem się na ludzi, często nie pokazuje siebie takiej jaka jestem, a przecież wiem, że jestem fajna i mogłabym się tym dzielić…lecz coś mnie nieustannie blokuje, albo się zamykam i czuje się skrępowana albo nakładam maski, a w nich z kolei zaczynam się dusić. Moi rodzice kiedy byłam mała zawsze mówili innym : 'Ona jest wstydliwa' i taki mój obraz został w mojej głowie. Jutro kiedy będę kupować bilet w autobusie trzymaj za mnie kciuki. Będziemy się wspierać"
Wspaniała miłość, sposoby na odniesienie sukcesu, szczęście jako naturalny stan człowieka - o tym między innymi mówią książki z dział rozwoju osobistego.
Ale zanim to wszystko zacznie działać, należałby ten umysł otworzyć na ludzi, a w pierwszej kolejności na siebie. 
Tylko jak to zrobić ? Jak się otworzyć ?
Jak  poczuć się dobrze ze sobą w towarzystwie innych, poczuć  w końcu swoją spontaniczność i naturalność  ?
Często nawet osoby, które gadają bez przerwy w towarzystwie  i zachowują pozory luźnego podejścia do innych, są w środku przeraźliwie pospinane.

Nie chcę przeżyć życia, orientując się dopiero na jego końcu jak prosto można było się otworzyć na ludzi. Mam do powiedzenia i pokazania coś teraz, chcę przemówić moim językiem, moją spontanicznością jaką okazuję siedząc w bezpiecznym domu, osobom, które już bardzo dobrze znam,  chcę to bezpieczeństwo i naturalność nosić ze sobą wszędzie. I dowiedzieć się w najbliższym czasie co stoi na przeszkodzie. Nie chce żeby okazje przemykały mi przed nosem przez mój brak zaufania i strach, co nie pozwala mi uwolnić tego czym chce się dzielić ze światem. Świat podda to ocenie i niech tak będzie, nie o to chodzi, chodzi jedynie o to, że to jest dla mnie wartościowe, że to jest moje i chce się tym dzielić.

29 stycznia, 2011

z lata..

Ganek, och…wpada tu takie ciepłe letnie światło, słońce ogrzewa nam plecy. Siedzimy na przeciwko płyty gramofonowej która również pogilgotana promykiem słońca wydaje dźwięki, które wprowadzają nas w stan dalekich wędrówek i bliższych przyjemności dla których nawet nie znajduje słowa…ależ po co je nazywać…niektórych ze stanów nawet nie należy nazywać…one po prostu są. Siedzimy tak już z dobre 40 minut, w milczeniu, ale od czasu do czasu wracamy do bliższej jakże przyjemnej rzeczywistości i uśmiechamy się do siebie popijając mrożoną herbatę z kawałkami świeżo zerwanej mięty. Nic więcej nam nie potrzeba, świeże powietrze wpada przez drzwi ganku, muzyka roznosi się po ogrodzie, od czasu do czasu gdzieś ujada nasz pies i ptaki wsłuchane w płynącą muzykę ćwierkają tak jakby już znały ją na pamięć.
Chciałabym żeby w mieście była wiosna,  w górach zima, a pośród śniegu jedna ciepła,  wysoka trawa, w której mogę się położyć jednocześnie będąc na koncercie depechów, zarazem będąc pijaną, leżącą na podłodze w mieszkaniu i płaczącą ze śmiechu z kimś z kim rozumiemy się bez słów. Jednocześnie chciałabym się wtulić w ciepłe ramiona. W tym samym czasie przyczepiając sobie lekkie białe skrzydła dzięki, którym będę mogła odlecieć w przestrzeń, w której nikt mnie nie znajdzie, zawisnąć nad oceanem, obserwować z góry bezkres, od czasu rozmawiając z nadmorskimi ptakami w ich ptasim języku. W tylu miejscach naraz..., chcąc uciec od zmęczenia.
 hah...no uwielbiam ich :)

24 stycznia, 2011

w góry, oj jak bardzo chce już w góry, miasto mnie zmęczyło, cały ten kurz, dym miasta wytrzeć o liście. wyjechać

18 stycznia, 2011



"By zmienić świat,
Zacznij od jednego kroku,
Jakkolwiek mały,
Ten pierwszy jest najtrudniejszy.

Jak już zaczniesz iść,
będziesz dobrze chodził.
Mówiłeś, że nigdy tego nie robiłeś,
bo mógłbyś zginąć, próbując.
Bo mógłbyś zginąć, próbując.
Bo..."

11 stycznia, 2011

przemykam przez puste, niebezpieczne ulice miasta wraz z muzyką.  Prosta, szara, cicha droga do domu, w powietrzu miejski niepokój, kawałki butelek pękające pod podeszwami, papierosy spływające wraz z topniejącym śniegiem, niewyraźne oczy wystające z bram, kotów albo nieprzytomnych ludzi. Nie umiem się tu odnaleźć choć do domu droga jest prosta, czuje w jednym momencie nienasycenie, które przechodzi przez mój mózg wraz z mocnym dźwiękiem…och! jak mi brakuje… 

04 stycznia, 2011

 W całym mieszkaniu jest już  ciemno...jak i w całej wsi, tylko lampka, która stoi przy mojej głowie daje  lekkie światło jednocześnie ogrzewając mój pochylony czubek głowy. W uszy delikatnie wplątuje  mi się gitara Gustavo - w sam raz na wieczorne wyciszenie. W to wszystko wmieszany jest jeszcze zapach swetra góralskiego czyli prawdziwej ostrej wełny...ach jak to dobrze, że mogę tu być- myślę sobie za każdym razem kiedy dociera do mnie ten owczy zapach. Po głowie jednocześnie plączę mi się najpiękniejszy wiersz o miłości Nerudy, który mogę czytać przynajmniej raz dziennie, oprócz tego szczypta tęsknoty i opowieść o odwadze którą przeczytałam dziś w książce "Quest", a którą chętnie się podzielę na początek nowego roku…

OPOWIADANIA O ODWADZE - Papierowe smoki. 
Czy byłem odważny, kiedy jako pięcioletni chłopczyk musiałem sam, w mroźne zimowe wieczory, chodzić po mleko do sąsiedniego gospodarstwa i z pełną bańką wracać w ciemnościach do domu, gdzie z kolacją czekała na mnie rodzina?
Wydaje mi się, że uważałem się wówczas za bardzo dzielnego, nawet jeśli wyprawa kończyła się desperackim biegiem do utraty tchu aż do granic naszego ogrodu, gdzie w bezpiecznym, znanym otoczeniu z ulgą mogłem w końcu zwolnić. Nieniosące żadnych realnych zagrożeń wyprawy po mleko zamieniały się w niebezpieczne misje. Musiałem w pojedynkę stawiać czoło wszystkim przerażającym kreaturom, które zdawały się czaić za powalonymi wzdłuż drogi drzewami. I zawszę wracałem do domu zwycięsko. 
Wspomnienie tych wypraw ożyło, kiedy trzydzieści lat później świętowałem z bliskimi przyjaciółmi chiński Nowy Rok. Jedliśmy kolacje w ich restauracji położonej w azjatyckiej dzielnicy miasta i przyglądaliśmy się odbywającej za oknami efektownej paradzie.  Uwagę moją przykuły wspaniale wykonane i bogato zdobione, ogromne, papierowe, smoki. Wystawiane przez całe popołudnie,  były teraz podpalane według jakiegoś żywego i radosnego rytuału. Zapytałem gospodarza, czy wie, jaka jest geneza tej dziwnej tradycji i jakie jest jej znaczenie
- To wyjątkowy dzień- zaczął. - Musimy przygotować się na wkroczenie w nowy rok. Do północy pozostało zaledwie kilka godzin.
Spojrzałem na niego pytająco.
- To już wiem - nieco zirytowała mnie jego skąpa odpowiedź. - Ale co to ma wspólnego ze smokami ?
Gospodarz spojrzał na mnie z rozbawieniem, doskonale zdając sobie sprawę z rosnącej we mnie niecierpliwości . Odstawił swoją miskę zupy, zdjął okulary i wskazał na zbierającą się właśnie na ulicy grupkę ludzi. 
-Spójrz uważnie- polecił- Co widzisz ? 
Ludzie utworzyli koło. W samym środku jakiś mężczyzna podpalał jednego z tych srogo wyglądających stworów. W jednej chwili delikatna struktura stanęła w ogniu i nadymając się niczym rękaw do wskazywania kierunku wiatru, próbowała wzbić się w powietrze. W końcu znikła jak kamfora. 
- Smok symbolizuje nasze lęki-zaczął tłumaczyć Czang. - Wymyśliliśmy go, wykonaliśmy i żywiliśmy. Przedstawia nasze lęki, jak jak gdyby rzeczywiste do tego stopnia, że sami zaczęliśmy w nie wierzyć. Lecz są one jedynie fasadą- zwykłym wytworem naszej wyobraźni, który nie powinien nas zatrzymywać na naszej drodze. Zrobił pauzę, pozwalając, by słowa te do głębi nas przeniknęły. Po chwili wypił łyk herbaty i mówił dalej. 
- Rytuał ten mów również o tym, że odwagi nie wolno mylić z brawurą. Czasami owszem, wiąże się ona z brawurowymi wyczynami i pogardą dla śmierci, lecz jest i druga strona medalu. Odwaga to także stawianie czoła ukrytym demonom, naszej ignorancji oraz lękom, których się wypieramy i które dotyczą spraw dla nas niepodważalnych. Przełom roku to doskonały moment, by sobie o tym przypomnieć. Poprzez rytualne palenie smoka przywołujemy nasze najgłębsze lęki i symbolicznie obracamy je w proch. Czyniąc to wkraczamy w nowy rok gotowi do przyjęcia wszystkiego, co z woli Wszechświata ma stać się naszym udziałem.

23 grudnia, 2010

 Życzę Wam w te święta jak i w nowym roku miłośći, słodkiej miłości, miłości mocnej, miłości najprawdziwszej bo przecież to ona jest najważniejsza. Życzę Wam też żebyście ten stary rok zamknęli, wybaczyli, pogodzili się i weszli w nowy rok z nową energią, świeżą energią  dzięki, której cudowne inspiracje będą się pojawiać na każdym kroku. 
Mam wrażenie że jestem jak T.D Lemon z 1900 człowiek legenda, próbujący pożegnać się ze swoim pływającym światem. Chryste… widziałeś te wszystkie ulice ? Same ulice. Są ich tysiące. Jak wybrać tylko jedną ? Jednego mężczyznę, jeden dom, jeden kawałek ziemi, by nazwać go własnym i jeden krajobraz by na niego patrzeć, jeden sposób by umrzeć. …i nawet nie wiesz gdzie to się wszystko kończy. A jeśli już jesteś przekonany, poczujesz, że to jest właśnie to, wtedy  brak Ci odwagi, żeby zejść na ląd. 

21 grudnia, 2010

Kiedy tylko mogę i gdzie mogę, namawiam ludzi do śmiechu. Bez niego nie ma zdrowia, sukcesów, uskrzydlającej miłości…Praktycznie nie ma niczego, na czym nam w życiu zależy. 
Na jednym z turnusów oczyszczania wątroby pszesadziłam chyba w tych zachętach, bo któraś z kuracjuszek nie wytrzymała i zawołała:
-A z czego mam się śmiać, kiedy nie mam z czego się śmiać ?
- Z ołówka oczywiście!- wykrzyknęłam i natychmiast wypchnęłam sobie ołówek pomiędzy wargi i zęby tak, że rozciągnęły się w wymuszonym uśmiechu niemal od ucha do ucha. Wszyscy bez wyjątku gruchnęli śmiechem.
Innym razem namawiałam gorąco, aby codziennie, przy porannej toalecie, poprawiać samoocenę i programować pomyślność, mówiąc : jestem piękna wszystko mi się uda, czeka mnie szczęśliwy dzień…
Jak mam wmawiać w siebie takie rzeczy, kiedy z lustra patrzy na mnie osoba, która wcale mi się nie podoba ? - zapytała moją wciąż nieprzekonana do pozytywnego myślenia oponentka. 
To niech pani zamknie oczy!  - zawołałam bez chwili zastanowienia. Oczywiście dodałam zaraz, że żadnych braków urody w niej nie dostrzegam, więc nie ma powodu do zamykania oczy,, ale i tak zrobiło się wesoło. 
I o to chodzi. Powtarzam - kiedy tylko możemy i gdzie możemy, śmiejmy się lub przynajmniej wykonujmy ćwiczenie z ołówkiem. Rozciągnięte usta dają znak mózgowi, aby zainicjował produkcje endorfin - hormonów radości więc może bez przyczyny ale samopoczucie i tak nam się poprawi. Pisze o tym z dwóch powodów od jakiegoś czasu nad Polską wisi gradowa chmura pesymizmu, czarnowidztwa, wzajemnych pretensji, podejrzliwości i zazdrości. Polak Polaki stał się wilkiem, co wszystkich rozsądnych ludzi napawa przerażeniem. Wiedzą dobrze, że otwieramy puszkę Pandory z samospełniającymi się przepowiedniami. Wszak takie mamy życie, jakie są nasze myśli. To one tworzą rzeczywistość. Ale jest i drugi powód - radosny. Odkryłam, że w naszej walce o pogodę ducha nie jesteśmy osamotnieni. W Łodzi powstało i coraz prężniej działa Centrum Promocji Śmiechu, świadczące radosne usługi dla sponurzałej ludności. Nie umiesz się śmiać- nauczą cię, nie masz z czego się śmiać - pokażą ci,  że masz. Jak ? Ot np. ułożą cię na podłodze z grupą terapeutyczną i każą turlać się po innych. Nawet największy ponurak nie wytrzyma. Czy chce czy nie chce poczuje się radosnym przedszkolakiem. Mgr Hanna Mazerant, twórczyni łódzkiego Centrum Promocji Śmiechu, zachęca do zarządzania przez śmiech, czyli wprowadzenia radości do stresorodnych murów zakładów pracy. Powołuje się na badania, z których wynika, że 97 proc. kierowników firm w USA zgadza się z twierdzeniem, iż humor jest cenny w biznesie, a 60 proc. wierzy, że poczucie humoru może być decydującym czynnikiem, determinującym sukcesy, jakie dana osoba osiąga w pracy. Oczywiście nie może to być poczucie humoru "klasy" jednego z moich dawnych zwierzchników. Co roku na świąteczno-noworocznym spotkaniu z pracownikami witał nas następująco : rozglądał się po pokoju, gdzie wszyscy staliśmy stłoczeni, uśmiechał się i oświadczał :
- Nie wiedziałem, że jest was aż tylu, po Nowym Roku trzeba będzie pomyśleć o zwolnieniach….
Nam oczywiście po takim dowcipie nie było do śmiechu. 
Hanna Mazerant twierdzi, że uśmiechamy się już w brzuchu marki, a potem rodzimy się, rośniemy i śmiejemy się ….coraz rzadziej. 
Szkoda- mówi bo śmiech to najtańszy sposób, by poprawić nasze życie: łagodzi ból, pogłębia oddech, wzmacnia układ odpornościowy, pomaga odreagować stres. 
Osoby uśmiechnięte dłużej zachowują młody wygląd, łatwiej nawiązują kontakty i budzą zaufanie. Dlatego, jeśli nie potrafisz się uśmiechać, powinieneś się tego nauczyć. W Indiach, kolebce tradycyjnej medycyny ( ajurwedy) znanych też z otwartości na wszystko , co wartościowe w innych systemach medycznych, dr Madan Kataria już w połowie lat 90. dwudziestego wieku zaczął organizować Kluby Śmiechu. Ich członkowie codziennie rano, przed pracą spotykają się w parkach, wykonują ćwiczenia oddechowe i rozciągające, ale przede wszystkim ćwiczenia oddechowe i rozciągające, ale przede wszystkim śmieją się wspólnie na różne sposoby. Znany śląski pianista, profesor Akademii Muzycznej w Katowicach, poprawie sobie humor, oglądając utrwalone na taśmie odcinki " Rodziny Zastępczej" Namawiam was do zakładania towarzyskich Klubów Śmiechu, kupowanie płyt z kabaretowymi nagraniami ( "Sęk" w wykonaniu Dziewońskiego i Michnikowskiego powinien być w każdym domu! ), w ostateczności do robienia głupich min ( świetnie gimnastykują mięśnie twarzy) Namawiam was po prostu na na zastąpienie mody na sukces, modą na humor, bo sukces i tak przyjdzie, gdy będziemy gotowi.
 Nina Grella

14 grudnia, 2010

Takie mnie cholerne choróbsko dopadło, że tylko możnaby siedzieć pod piernatami. Za parę  dni zaczynają się pierwsze egzaminy, zasiadłam więc nad książką ale, że każde słowo brzmiało jak kosmiczny język, wybrałam drzemkę, teraz już z trochę jaśniejszym umysłem robię drugie podejście do wiedzy, którą mam posiąść...zobaczymy jak mi to wyjdzie.  Mimo ledwosiuniękich sił i tak dziękuje, że mogę siedzieć w ciepłym domu, zjeść coś ciepłego, umyć się w ciepłej wodzie bo bywało różnie.   No nic…wychylam głowę za piernatów i łapię za książkę. 

09 grudnia, 2010

Jadę po górskich serpentynach, słucham Buena Visty, malownicze małe miasteczka w dolinach, Matka Boska puściła mi oko zza szyby przydrożnej kapliczki, wracam do miasta dymiącego z pozytywną energią…oj jak ja się ładuje w tych górach!  ajjjj candelaaa! candeeela! 

07 grudnia, 2010

03 grudnia, 2010



Zapiski znalezione :    Leśniczkówka u Ziębów. Lubię zaglądać tu wieczorami po spacerze w dolinie chochołowskiej. Dziś słychać tu piosenki Grechuty…Czuje w tym miejscu wyraźną namiastkę marzenia o moim domu, momentami wydaje mi się, że jestem już u siebie. 'Cała reszta czeka cie obca i żywa' … Grechuta chodzi po drewnianej, skrzypiącej podłodze i śpiewa dalej… 'Ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy…' Milcze, rozmarzona zupełnie. Oj trwaj chwilo...trwaj
Och…jaki spokój. Po pokoju cichutko przemyka moja ulubiona Melody, wyglądam przez okno,  wszyscy już śpią, w żadnym z domów nie palą się światła, przez lekko uchylone  okno wpada mroźne powietrze pomieszane z zapachem dymu z kominów, po mieszkaniu roznosi się zapach kurczaka w ziołach, czytam książkę, popijam pyszną herbatę z miodem i od czasu do czasu przyglądam się spokojowi i ciszy, którzy śpią na śnieżnym puchu. . Wraz z zimą świat spowolnił, to niesamowicie magiczna pora. 

30 listopada, 2010

Czasem próbujemy wytłumaczyć sobie czyjeś zachowanie, nasza wyobraźnia pracuje, wizualizujemy sobie sprawy tak jak myślimy, że wyglądają co często absolutnie nie ma nic wspólnego z rzeczywistym stanem rzeczy.  To wszystko z powodu bezpieczeństwa jakie chcemy sobie zapewnić,  natomiast z prawdziwym bezpieczeństwem nie wiele ma to wspólnego. 
Wypracowaliśmy do perfekcji ocenianie innych, w tym czujemy się bezpiecznie, tworzymy ludzi i sytuacje w swoich głowach, które tak na prawdę mogą wyglądać zupełnie inaczej, a to wszystko, że boimy się rozmawiać. Oceniając i tworząc wyobrażenia budujemy tak naprawdę ciężar, który na nas spoczywa. Budujemy mur obronny, który dźwigamy wszędzie ze sobą, tylko, że mur ten jest na tyle niski, że można wrzucić przez niego kamień, który uderza nas prosto w głowę, a wtedy nie dość, że boli to jeszcze jesteśmy zaskoczeni.
Odkąd postanowiłam, że chce się uczyć rozmawiać, życie mi pokazuje jak rozmowa o uczuciach jest ważna. Przez kilka dni taplałam się w przeszłości, było mi ciężko, ale okazało się, że jak wszystko i to było po COŚ. Nie ma przypadków.       Przyszła prosta odpowiedź : Żyć tu i teraz, ale jak trzeba było się nacierpieć, spaść ze schodów, nie spać po nocach, nie jeść, nakrzyczeć się, wylać łez żeby to zrozumieć. Wcale jednak nie musiało tak to wyglądać, wystarczyła rozmowa, ale jestem łaskawa dla siebie, uczę się. 

19 listopada, 2010

Jadę do Łodzi, busik wygląda tak jakby został porwany z trasy Zakopane - Bukowina tatrzańska. Ścisk jak cholera, ludzie się naburmuszają i nabzdyczają, kobieta siedząca przede mną narzeka, że będzie musiała leczyć kręgosłup przez miesiąc po takiej podróży. Mnie natomiast  ten mały busik poprawił zdecydowanie humor, czuje się jak w puszce po sardynkach ale uśmiech nie schodzi mi z twarzy, Polska jest urocza ;)
    Ten pobyt w górach był oczyszczający i to w sensie bardzo dosłownym, a nawet bolesnym, wyszło ze mnie wszystko co dusiłam przez długi czas.
    Kiedy przyjeżdżam do Łodzi mam wrażenie, że często umysły w mieście są bardzo poplątane, tutaj w górach ludzie mają te same problemy ale potrafią myśleć prościej, wszystko jest naturalne, a dzięki temu bliższe człowiekowi. Górale mówią, że tu bliżej jest Bóg  i zgodzę się, bo to co boskie kojarzy mi się z naturalnym stanem człowieka, który przeżywa życie zgodnie ze sobą. Kiedy przyjeżdżam do mojego dymiącego miasta widzę jak ludzie plączą to co mogłoby się odbywać w sposób naturalny. Przez kilka dni po pobycie tutaj utrzymuje dystans do tej gmatwaniny, lecz później albo się równieź wplątuje albo się buntuje nie mogąc się z tym pogodzić. Czasem to pytania są skomplikowane, a odpowiedzi proste. 
"Okrywamy się skorupą, zakładamy zbroję. To mądre i praktyczne rozwiązanie, zapewniające skuteczną ochronę przed zewnętrznym zagrożeniem. Odczuwamy ulgę, gdyż czujemy się wreszcie bezpieczni, lecz nie zauważamy, że tym samym radykalnie ograniczamy swoją autonomię. Pancerz ma bowiem zasadniczą wadę- hamuję nasz wzrost i ogranicza kontakt ze światem zewnętrznym.
Skorupa, zbroja gdy do nich przywykniemy- mogą skłonić nad do poświecenia autonomii dla bezpiczeństwa. Wtedy naszą naturalną otwartość zastępujemy zamknięciem, nasza elastyczność zmienia się w sztywność, kreatywność w otępienie, ruch w stagnacje, niezależność w konformizm, a w końcu radość życia ustępuje miejsca rozpaczy.  
Pancerz oferuje wygodne złudzenie autonomii i pozornie spełnia marzenie o niezależności i wolności. Aby uniknąć niebezpiecznej pułapki fałszywej autonomii, potrzebna jest pokora, która wbrew lękowi pozwoli nam porzucić zbroję, a potem przyznać przed sobą i światem, że nie tylko potrafimy bez niej żyć, lecz także żyje nam się mądrzej i szczęśliwiej. "


 Wiecie co bym teraz najchętniej zrobiła...położyłabym się na jakiejś pięknie oświetlonej słońcem górze i nie czekała zupełnie na nic. Lecz teraz siedzę na łóżku oświetlonym ciepłym światłem elektrycznym, za oknem mgła, noc, spokojna, piękna muzyka,  a ja wciąż marze i szukam odpowiedzi. Sztuka nieoczekiwania w stanach emocjonalnego zaangażowania to jedna z najtrudniejszych sztuk na świecie. 

18 listopada, 2010

Niespodzianka dla świata czyli dziennik introwertyka.  2

Jeśli przyznasz się przed sobą, że jesteś zamknięty przed resztą świata, sprawia Ci to problem i decydujesz się ( odważnie) nad tym pracować to stwórcza siła zrobi wszystko żebyś zaczął się uczyć otwierać przed światem w tempie natychmiastowym. 
Była taka sprawa, którą bardzo długi czas chowałam w sobie przed kimś mi bliskim, wydawało mi się, że zatrzymując ją dla siebie w wersji prawdziwej, a podając komuś w wersji nieco przetworzonej czyli nieprawdziwej mogę kogoś uchronić przed cierpieniem. Przez tą sprawę chodziłam napięta jak struna, często to do mnie wracało i nie czułam się dobrze sama ze sobą w tej sytuacji. Absolutnie nie mogłam się przemóc żeby jasno postawić sprawę. Zaczynałam momentami obwiniać i karać siebie 'Oj…stara…jesteś nie w porządku ale z drugiej strony chcesz uchronić kogoś przed cierpieniem…" . …I tak w tym trwałam. Natomiast jednocześnie będąc w tym prosiłam "Pozwól mi godać ludziom to co czuje , niechże ja się tego w końcu zacznę uczyć … najświętsza siło co tam nade mną czuwasz"
I tak się stało, dostałam o co prosiłam, zwykła 'drobna' sytuacja sprawiła, że osoba dowiedziała się o sytuacji z innego źródła. Od razu kiedy się o tym dowiedziałam, najpierw zastygłam, później zaczęłam się miotać, złapałam za butelkę z winem, i w trakcie dobierania się do niej pękło we mnie wszystko, nagromadzone myśli ukryte w samym środku oceanu wylały się w postaci mnóstwa  łez. Na początku miałam żal  do samej siebie, że jestem tak cholernym tchórzem aż w końcu przyszedł moment parę chwil po tym, kiedy uznałam to wszystko za wielkie błogosławieństwo. Dawno nie przeprowadziłam tak szczerej rozmowy, szczerej do bólu, w której było miejsce na wszystko oprócz strachu, który jest tylko tam gdzie nie ma odpowiedzi. 
Rozmawiać. Jakie to proste…. 














Jest 5 nad ranem... i o tej porze człowiek się uczy o własnych słabościach, które przemieniają się w zalety, emocje opadły, oczy mi się zamykają. Padam Padam Dobranoc.

16 listopada, 2010

Pare zdjęć z cmentarza żydowskiego w Krakowie, po cmentarzu  oprowadzał mnie kot, a raczej zdawałoby się kot-duch-przewodnik, który ocierał mi się o nogi i szedł ścieżkami cmentarza obok mnie. 




15 listopada, 2010


Niespodzianka dla świata czyli dziennik introwertyka.

Często słyszę, że jestem introwertykiem -  zamykam się w sobie i nie wiele mówię. Przeżywam wewnętrznie. I to wszystko prawda. Prawdą jest też to, że ja i wielu innych introwertyków, których znam, mają takie jedno duże pragnienie: bardzo chcieliby dzielić się swoim światem wewnętrznym z resztą.                                                                                                              

Więc jak do tego dochodzi, że tak ciężko im to przychodzi ?
Ja pamiętam obrazy z dzieciństwa, a jeszcze wyraźniej obrazy z okresu dojrzewania kiedy dużo miałam do przekazania, kiedy to chciałam podzielić się moimi odczuciami z najbliższymi, z tymi którym najmocniej ufałam i mogłam powierzyć im swoje odkrycia(tajemnice) dotyczące coraz to doroślejszego, zadziwiającego świata. 
Miałam jednak wrażenie, że moje pełne emocji wywody wpadają najbliższym jednym uchem, a zaraz drugim wypadają. Na początku w środku narastał żal, później bunt, a później zwykłe przekonanie, że może to co mówię nie ma żadnego sensu, że jest błahe, nieistotne dla reszty świata, a może nawet czasem to, że po prostu pewnie jestem upierdliwym dzieciakiem. Teraz kiedy patrze na to z perspektywy czasu widzę, że działanie osób mi najbliższych często było nieświadome, wynikało z częstego zmęczenia, ciągłego zapracowania, gonitwy myśli, braku wiedzy na ten temat, strachu.  
  Później w coraz to doroślejszym życiu czułam, że trudno mi jest się przebić z każdym słowem, często miałam wrażenie, że osoby nie mają ochoty mnie słuchać ( to było tylko moje przekonanie), dziwiłam się bardzo kiedy ktoś czasem mówił       " Eva powiedziała to i to" - myślałam wtedy, o matko! to on mnie słuchał i to nawet dokładnie! . Lecz z takim oto przekonaniem  nie mogłam często "przebić" się ze swoimi pomysłami, często czułam, że jestem "niesłyszalna" i przyciągałam ludzi, którzy 'dopasowywali' się do mojego przekonania.  
  Piszę o tym co było, co nie znaczy, że nadal nad tym nie pracuje, teraz niedawno   dopiero zaczął się świadomy proces zdejmowania warstw "cebuli", pracy nad otwieraniem się z zaufaniem do świata. To długi proces i bolesny ale otwierający na wymarzone życie, w którym mówi się o swoich uczuciach. Absolutnie nie chce nikogo o nic oskarżać czy mieć pretensji, miałam czas wszystko przemyśleć wiele razy. Piszę ten tekst po to też, żeby rodzice dorastających dzieciaków czytając go pomyśleli sobie : hm…a może warto  przestać się w końcu bać swojego dziecka i z nim porozmawiać, ba! a nawet wysłuchać!. Często słyszę w różnych rodzinach : "Warto rozmawiać" ale cóż z tego jeśli nie znają znaczenia słowa " rozmawiać ". Rozmawiać to znaczy mówić o swoich uczuciach i też wysłuchiwać ! , a nawet wsłuchiwać się w czyjeś uczucia!. Widzę często rodziców, którzy podejmują próby rozmowy ze swoim dzieckiem, a wygląda ona mniej więcej tak, rodzic pyta dzieciaka : Dziecko, wszystko dobrze u Ciebie ? Tak - odpowiada dzieciak znając już dalszą reakcję rodzica. 
Rodzic :Dobrze, słuchaj to tak podjedziemy teraz do sklepu, czego w domu nie ma do jedzenia? Słuchaj na jutro mam do zrobienia robotę, więc Ty zrobisz obiad i odrób lekcje, lekturę przeczytaj chociaż bo ostatnio nic nie robisz, niczym się nie interesujesz. Bo masz jakąś lekturę do przeczytania, prawda ? .  

   Wiecie co robi taki introwertyk w swoim świecie ? Czyta książki,rysuje, realizuje po cichu swoje pasje, marzy, rozwija się, a rodzic  o wielu z tych rzeczy nic  nie wie!.  Dzieciak przy
okazji czasem też odrzucając wszelkie nadzieje na sprawiedliwy, słuchający go  świat zaczyna pić, ćpać i zadawać się z byle-jakimi ludźmi byleby tylko można było "pogadać"  i czuć jakieś zainteresowanie. Kiedy już się wchodzi w ten dorosły świat i nie zeszło się gdzieś po drodze na taką ścieżkę żeby zapomnieć o własnym rozwoju, to zaczyna się po trochu rozumieć i wybaczać.  
Zauważam też, że osoby, które najczęściej zarzucają mi zamkniętą postawę, same bardzo często zamykają się w swoich światach, a na rozmowy z nimi o uczuciach trzeba długo czekać. Więc jak to naprawdę jest ?  Może to efekt lustra?


08 listopada, 2010

Na nic pośpiech, lepiej wyruszyć w czas...

"Córką pokory jest Autonomia, która jest zarazem wnuczką Wolności, matką Wizji i babcią Wiary. Autonomię wspiera jej siostra Świadomość. "

05 listopada, 2010



Birds may cease to spread their wings
But it don't matter, but it don't matter
Winters may envelop spring
But it don't matter, but it don't matter

'Cause when I'm with you
My whole world stands still
You're my one and only thrill

Ships may never leave the dock
But it don't matter, but it don't matter
Ticks may never hear a tock
But it don't matter, but it don't matter

'Cause when I'm with you
My whole world stands still
You're my one and only thrill

Shores may never reach the tide
But it don't matter, but it don't matter
Buds may never open wide
But it don't matter, but it don't matter

'Cause when I'm with you
My whole world stands still
You're my one and only thrill

You're my, you're my
You're my one and only thrill

30 października, 2010

moje podróże

Tak wyglądają moje podróże . Zakopane- Łódź i na zad , podróże bardzo długie i męczące ale uwielbiam je, to jakie myśli przychodzą mi do głowy podczas tych podróży jest niesamowite...zresztą już kiedyś o tym pisałam. Wpadają mi do głowy zaskakujące pomysły, mam wenę taką, jaką uwielbiam. Chyba już wiem o co  chodzi...Mój umysł ma to co lubi - szerokie pole przestrzeni, które nieustannie się zmienia co daje świeżość. Śpiesząc się w przetwarzaniu migających obrazów nie śpieszy się (umysłowi) jednocześnie nigdzie. Nie czuje na sobie nacisku wewnętrznego ciągłego-czegoś- robienia i planowania czy ziści się coś po mojej myśli ? Po prostu krajobrazy mijają, a myśli swobodnie płyną.
Może to jest właśnie to odpuszczenie? ... ojj...teraz już wiem, że tak...

 mój absolutny ulubieniec.

25 października, 2010

Lece w moje ukochane góry na pare dni. Potrzebuje wyciszenia i oderwania się od miejskiego gwaru. Ostatnio mi towarzyszy dużo emocji, muszę sobie wszystko poukładać i wrócić z nową, świeżą energią.

18 października, 2010

Klowni w Kabulu...



Szukam tego filmu od dawna...dziś powróciłam do poszukiwań, znalazłam ten fragment...i pomyślałam, że warto się nim podzielić...

17 października, 2010

Czy to nie trudne jeśli wiesz, że czegoś Ci brakuje, a tak bardzo tego pragniesz ? Ach tam "czegoś"…pisze o najpiękniejszym uczuciu.
To trudne bo czujesz pragnienie kochania kogoś i bycia kochanym. Odczuwasz brak drugiej osoby. A jeśli wytwarzasz 'energie braku'…tym bardziej się od Ciebie oddala to czego pragniesz. Trudno się oszukiwać. Tak…można oddać się pracy, rozwojowi, nauce, można się rzucić w wir tego wszystkiego ale czyż nie najważniejsza w życiu jest miłość właśnie, druga osoba, z którą możecie się obdarzyć tym uczuciem nawzajem. Jak znaleźć się gdzieś pomiędzy, pragnąć bez pragnienia, przestać odczuwać brak. Od miłości do siebie wszystko się zaczyna…zaczyna się prawdziwa miłość do drugiej osoby. I czy można kochać samego siebie jednocześnie odczuwając brak drugiej osoby ? Może ludzie, którzy są o wiele dalej w rozwoju niż ja, odpowiedzieliby mi, że jeśli jesteśmy sami w sobie nią totalnie wypełnieni , przestajemy odczuwać jej brak z zewnątrz i spokojnie jej się spodziewamy…po prostu sama przychodzi. Ja natomiast w tym momencie życia, w którym jestem odpowiadam sobie, że to naturalne odczuwać jej brak.. Dużo ludzi chce być kochanym, ale tak mało osób myśli o tym, że chce kochać… W spokoju rozmyślam nad tym codziennie i moje pragnienia czasem stają się tak mocne, że czasem mam ochotę zamienić się w mikroskopijną kropkę, przykleić się na chwile do nieba jako jedna z gwiazd, tam dostać odpowiedź od wrzechświata i wrócić tu na ziemie. Czuje często nienasycenie, które w zderzeniu z moim pragnieniem daje mi coś co nawet trudno nazwać słowami. Znów powstało w mojej głowie dużo pytań, dzięki którym mogę iść dalej.

27 września, 2010

Tańcz jakby nikt nie patrzył

Przekonujemy siebie, że życie będzie lepsze jak już się ożenimy, będziemy mieli dziecko, potem kolejne. Potem jesteśmy sfrustrowani, że dzieci nie są dość dorosłe, a my będziemy bardziej zadowoleni jak już będą. Potem jesteśmy zawiedzeni, że musimy sobie radzić z nastolatkami. Z pewnością będziemy szczęśliwi jak wyrosną z tego okresu.

Mówimy sobie, że nasze życie będzie kompletne, kiedy będziemy wspólnie z małżonkiem, albo małżonką coś robić, kiedy kupimy dobry samochód, będziemy mogli się wyrwać na wczasy, kiedy pójdziemy na emeryturę.

Lecz prawda jest taka, że nie ma lepszego czasu na bycie szczęśliwym jak właśnie teraz. 

Kiedy jeśli nie teraz ? Życie będzie zawsze pełne wyzwań. Najlepiej jest powiedzieć to sobie otwarcie i postanowić być szczęśliwym mimo wszystko.

Alfred D Souza powiedział kiedyś : " Przez długi czas wydawało mi się, że prawdziwe życie właśnie ma się zacząć. Ale zawsze pojawiała się jakaś przeszkoda na drodze, coś, co było pilniejsze, jakaś nie dokończona sprawa, coś do odbrobienia, dług, który trzeba spłacić. Wtedy życie się zacznie. W końcu zaświtało mi, że te przeszkody są moim życiem" Taka perspektywa pokazała mi, że nie ma drogi do szczęścia.

Szczęście jest drogą.

Ceń więc każdą chwile, którą masz. Ceń tym bardziej, że spędziłeś ją z kimś specjalnym, dostatecznie ważnym by przeznaczyć twój czas… I pamiętaj, że czas na nikogo nie czeka.

Przestań więc czekać, aż skończysz szkołę, aż wrócisz do szkoły, aż stracisz 10 kilogramów, aż przybędzie ci 10 kg, aż będziesz mieć dzieci, aż twoje dzieci wyjdą z domu, aż zaczniesz pracę, kiedy pójdziesz na emeryture, kiedy się ożenisz, aż się rozwiedziesz, do piątku wieczór, do soboty rano, aż będziesz mieć nowy samochów lub dom, aż spłacisz swój dom czy samochód, do wiosny, do lata, do jesieni, do zimy, napijesz, aż wytrzeźwiejesz, aż umrzesz, jak znów się narodzisz…by zdecydować, że nie ma odpowiedniejszego czas jak właśnie teraz, by być szczęśliwym.

Szczęście jest podróżą, nie przeznaczeniem. 

Myśl na dzisiaj :
Pracuj jakbyś nie potrzebował pieniędzy
Kochaj jakbyś nigdy się nie zraził
Tańcz jakby nikt nie patrzył 

(tekst z warsztatów na jakie chodze)

15 września, 2010

Pare minut i rozpoznałam Cie od razu chociaż wcześniej się nie znaliśmy.
Znajdziemy się jeszcze.
To zbyt niesamowite, żeby zaginęło bez wieści we wszechświecie.

07 września, 2010

To już chyba na tyle w ‘tamtym’ świecie. Już zupełnie przestały mnie interesować ‘sztuczne’ znajomości, nie uwalniam się od ludzi, ale uwalniam się od moich wewnętrznych ‘programów’ i złudzeń z nimi związanych. A po co budowanie takich złudzeń? Jasne, że dla poczucia bezpieczeństwa...ale też złudnego. Kiedy człowiek tak zaczyna się przebudzać wiele spraw boli, okazuje się, że wiele z nich było czymś nieprawdziwym i niestabilnym...człowiek oszukiwał samego siebie, ale świat oszukany to również świat w którym można żyć tylko jak... kiedy chcesz przepłynąć na drugą stronę rzeki, wsiadasz w tekturową łódź, która do złudzenia przypomina prawdziwą ale tonie na samym początku. I tak jest z wieloma istotnymi rzeczami.
Teraz moja łódź już stoi na wodzie, jest zbudowana z solidnych desek, na razie płynę po rzece ale mam zamiar ja rozbudować i wypłynąć dalej, wraz z tygrysem na pokładzie.

06 września, 2010

Scena za ścianą :  Dziecko płacze już od kilku godzin nieustannie, do niego dołącza od czasu do czasu drugie dziecko, płaczą chórem w niebogłosy. Po tym co słyszę mogę stwierdzić, że te maluchy pozostawione są same sobie. Nagle jednak w tą całą rozpacz i cierpienie wpada rozwścieczony głos jakiejś kobiety ( podejrzewam, że to opiekunka) . Krzyczy do jednego z tych dzieci skrzyczliwym, skrzypiącym głosem : No, gdzie jest twoja mamusia?! No gdzie kurwa jest?!  (Dziecko płacze przeraźliwie)  No nie wiesz gdzie jest mamusia ?! Jak kurwa sie zaraz nie dowiesz gdzie jest mamusia to tak Ci przełożę przez łeb, że kurwa mać sie nie pozbierasz ty cholerny bachorze.
Tak mnie to rozwścieczyło, że krzyknęłam przez ścianę do tej prymitywnej kobiety parę wulgaryzmów i nagle wszystko ucichło. Jeśli jeszcze raz sie to zdarzy, po prostu tam pójdę. Zastanawiam sie co sie dzieje od środka z dziećmi traktowanymi w ten sposób, ... z jaką małą wiarą wkraczają później w dorosły świat, w ich głowie rośnie przekonanie braku zaufania do otoczenia, strachu i prawie żadnego poczucia własnej wartości często aż do końca swojego życia.
Co jest w takich ludziach jak ta kobieta, i jak można temu zapobiegać jeśli jest sie choćby "nausznym" świadkiem czegoś takiego  .   To strasznie przykre, że ludzie są tak cholernie brudni wewnętrznie i jeszcze próbują ten swój wewnętrzny syf przelać na innych ( szczególnie na tych małych dopiero zaczynających budowanie własnej wizji świata ).

Czy masz swojego guru ?

" Kocham ludzi, którzy dają rady na podstawie swoich doświadczeń. Nic tak nie pomaga w życiu, tak, jak  wiarus, który wie, potrafi i któremu już się udało. Kiedyś przeczytałem doskonałą opowieść na ten temat:
Facet przychodzi do doktora z migreną. Bóle głowy męczą go od dawna. Lekarz rozmawia z nim i okazuje się, że człowiek był leczony na wszystkie znane ludzkości sposoby. Bez żadnego efektu.
- Panie doktorze, niech pan coś poradzi, już nie mogę – mówi wymęczony pacjent.
- Wie pan co – odpowiada lekarz – też miewałem kiedyś migreny i rada jaką panu dam nie ma wiele wspólnego z tym, czego nauczyłem się na studiach medycznych. To rada z mojego własnego doświadczenia. Gdy mam migrenę, idę do domu, napuszczam ciepłej wody do wanny, zanurzam się i proszę moją żonę by przemyła mi czoło gorącą gąbką. Najgorętszą, jaką jestem w stanie znieść. To trochę pomaga. Potem wychodzę z wanny i nawet, gdy ból mnie zabija, zmuszam się do tego by się z nią kochać. Prawie zawsze ból głowy przechodzi. Niech pan tego spróbuje, wróci do mnie za sześć tygodni i opowie jak poszło.
Po sześciu tygodniach pacjent wraca z uśmiechem na twarzy. Panie doktorze! To naprawdę działa! Spróbowałem pana rady i rewelacja. Miałem migreny od 17 lat, i po raz pierwszy coś mi pomogło! To niesamowite. Dziękuję panu!
- Świetnie – mówi lekarz – bardzo się cieszę, że mogłem pomóc.
- Tak przy okazji, panie doktorze – dodaje pacjent – ma pana naprawdę ładny dom.    "  

 (ze strony Zbyszka Ryżaka)
http://www.energiawewnetrzna.pl/2008/jak-zrobic-swiatowa-slawe/

Wybierz swoją postawę

William James: „Największym odkryciem naszego pokolenia jest to, że istota ludzka może zmieniać swoje życie zmieniając swoją postawę”. Są rzeczy, na które często nie masz wpływu, ale na najważniejszą w twoim życiu rzecz zawsze masz wpływ. Opowieść, nieco apokryficzna.
Trzech przyjaciół wybierało się na wycieczkę. Pierwszy, pakując się powiedział:
- Mam nadzieję, że będzie ładna pogoda. Już tyle razy miałem pecha wyjeżdżając na urlop, że tym razem musi być dobrze.
Drugi mu odpowiedział:
- Myślisz negatywnie. Skup się na pozytywnych obrazach. Gdy jadę na urlop zawsze przywołuję do wyobraźni obrazy z dobrą pogodą. To się sprawdza. Zobaczysz i tym razem będzie dobrze!
Trzeci nic nie powiedział, tylko zajął się pakowaniem.
Gdy wieczorem przyjechali na miejsce, niebo było zachmurzone. Pierwszy z przyjaciół rozczarowany powiedział do siebie:
- Jak zwykle, gdy przyjeżdżam, od razu zaczyna się chmurzyć.
Drugi, popatrzył na niebo, znalazł na nim czysty skrawek i powiedział sobie:
- Wiedziałem, że będzie dobrze. Właśnie się przejaśnia.
Trzeci nie patrzył na niebo, bo był zajęty wynoszeniem walizek z samochodu.
Następnego dnia lało. Lało od samego rana i nic nie wskazywało na to by miało przestać. Nie było widać nawet kawałka gór. Rano wszyscy trzej zeszli na śniadanie.
Pierwszy z nich miał nastrój taki jak zwykle. Na przywitanie powiedział;
- Wiedziałem, że tak będzie.
Drugi był zły:
- To przez ciebie. To twój pesymizm ściągnął tą pogodę. A tak mi zależało!
Trzeci patrzył na nich zdziwiony. Był radosny i pełny energii.
- A ty, czego tak się cieszysz? zapytali go
Powiedział do nich z uśmiechem:
- Będziemy mieli wspaniałą wycieczkę!
- Wspaniałą?! W taki deszcz? Chyba żartujesz!
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i powiedział:
- Tak bardzo zależy wam na pogodzie? Wyobraźcie sobie, że nie mam moc sprowadzania dobrej pogody. Jak chcecie, to zaraz sprawię, by na niebo wyszło piękne słońce. Ale mogę to zrobić pod jednym warunkiem – nie wolno wam wyjść z tego budynku.
- Bez sensu. Przecież nie chodzi o pogodę. Chodzi nam o spacer po górach.
- To proszę bardzo, będziecie mogli wyjść, ale nie będziecie się rozglądać wokół.
- Nie, nie chodzi o to by iść. Chcemy się rozglądać.
- Dobrze, będziecie się rozglądać, ale umówimy się, że nie wolno wam się cieszyć się tym, co widzicie.
- To jaki sens miałby ten spacer. Idziemy właśnie po to by się cieszyć tym, co wokół.
- Jeżeli tak, to co wam przeszkadza by robić to samo w deszczu? Oczywiście nie mam wpływu na pogodę. A nawet gdybym miał nie miałoby to znaczenia. Czy to ważne czy spacerujesz w deszczu czy w słońcu? Spacer w deszczu przynosi czasem więcej radości niż spacer w słońcu. Wszystko jest w tobie, a nie na niebie. Nie wiem czy mam wpływ na pogodę, ale wiem, że zawsze mogę wybrać swoją postawę.
Poszli na wędrówkę. Gdy byli na szczycie, wiatr rozpędził chmury. Czubki gór, jak wyspy wyłoniły się z mgły. Przez chwilę wszystko wyglądało jak pradawny ocen, od którego oddziela się ląd. Potem wiatr znowu przywiał chmury i mimo, że nie mogli podziwiać widoków, czuli je przez skórę, czuli się ich częścią.
Gdy wrócili jeden z nich powiedział:
- A mimo wszystko mieliśmy szczęście, udał nam się wyjazd!
- Szczęście mamy cały czas, odpowiedział trzeci, ale wycieczka się udała, bo tak była nasza decyzja.

17 sierpnia, 2010

abslisty ....

...z poprzedniego wcielenia ;>
Tymbciu najdroższa w liście zamieszczam też zdjecie z 1929, które na myśl przywodzi tyle wspomnień.To był rok przed tym jak to żeśmy pracowały w fabryce marmelady u Skoczylasa. Wtedy to jeszcze ukrywałam sie pod fałszywymi nazwiskami Irina Wsiewołodowna Zbereźnicka - Podberezka. Ależ to było zamieszanie! Pamietam jak w tym samym roku chodziłyśmy wraz z Witkacem i Sztajnsbergiem na Krzesanice albo też siedziliśmy godzinami na werandce u Staśka. Pamietam tamten powiew wolności, a zdjecie robił Witkac na którymś z tych opiumowych spotkań. Pamietasz ?

16 sierpnia, 2010

Najdroższa Tymbciu przechodze w tym życiu moim jakiś kolejny etap. Czuje się jakoś lekko, czuje w końcu siłe od wewnątrz, przestałam w końcu szukać jej gdzieś na zewnątrz, przestałam opierać się o czyjeś plecy i chodzić tyłem ciągnąc za sobą garb na moim grzbiecie. Garb oczywiście powstały z przeszłości. Ta wiedza, która zdobywałam przez wiele miesięcy dojrzała we mnie jak wino. Słodkie wino Tymbciu, którym radośnie można się upijać. Tymbciu to nie tak, że wydaje mi się, że unosze się nad ziemia i że uznałam się za świetą cudownie oświeconą. O nie! Moje serce się gubi ale wciąż ma nadzieje na jakąś cudowną szaloną podróż, która będzie trwała do końca życia.
A na zdjeciu widoczek z okna, dzisejszego wieczora po burzy.Nic nie presadzone, kolory prawdziwe. Zadziwiające, nagła teleportacja do jakiejś bajki.


„Wcześniej czy później człowiek odkrywa, że jest ogrodnikiem swojej duszy,
przewodnikiem swojego życia. Odkrywa w sobie prawa rządzące myślami i coraz lepiej rozumie, jak potęga myśli i czynniki umysłowe wpływają na kształtowanie się jego charakteru, okoliczności i losu (…). O tym, że okoliczności wyrastają z myśli, wie każdy człowiek, który choćby przez krótki czas ćwiczył samokontrolę”.

12 sierpnia, 2010

Czemu serce mówi co innego, a rozum idzie w zupełnie inna strone? Rozum potrzebuje ukojenia, czegoś stabilnego, prostego rozwiązania, ciszy, spokoju, a serce chce iść tam gdzie pragnie ale akurat tam nie ma tego wszystkiego czego potrzebuje rozum. I jeśli tylko serce i rozum mijają sie, wchodzą na dwie przeciwne drogi to łzy cisną sie do oczu, a serce boli. I gdzie kolwiek sie nie rusze, wszystko mi mówi, że to serce podpowiada co jest dla nas najbardziej właściwe. Pogubiłam sie w tej drodze. Moje serce i rozum potrzebują ogromnej wolności i ciszy żeby odnaleźć sie na tych drogach, kto wie czy drogi w końcu sie nie spotkają.
Hm...dzieją sie cuda. Po prostu cuda, które nie są przypadkiem. Przypadki nie istnieją. I wciąż dziekuje za to w kółko co ostatnio sie wydarza, ciesze sie z tego ogromnie.

04 sierpnia, 2010

"Nineczko ach...Ty okrutna świntuko - żeby nic tyle czasy nie napisać, a ja Cie tak kocham, ty cholerko obrzydbuliwko. Czy nareszcie zrozumiesz wartość ( autojebliwą) prawdziwej miłości, Ty cholerko." Witkacy w liście do żony ;)

31 lipca, 2010

Korzystanie z talentu dla zaspokojenia potrzeb tworzy nieograniczone bogactwo i obfitość.
Gdybyś potrafił od samego początku wychować w tym przekonaniu dzieci, zobaczyłbyś, jaki wpływ miałoby to na ich życie. W istocie postepowałem tak z własnymi dziećmi.
Wielokrotnie powtarzałem im, że jest powód, dla którego są tutaj, i że muszą odkryć co to za powód. Słyszały to, odkąd każde z nich skończyło cztery lata. Nauczyłem je również medytować, kiedy mniej wiecej w tym samym wieku, i powiedziałem im: „ Chce, abyście się nigdy, przenigdy nie martwiły, z czego będziecie żyć. Jeśli nie potraficie zarobić na siebie, kiedy dorośniecie, ja zapewnie wam utrzymanie. Niech wiec was to nie trapi. Nie pragne, abyście koncentrowały się na osiąganiu dobrych wyników w szkole. Nie chce, abyście dostawały najlepsze stopnie czy chodziły do najlepszych szkół. Życze sobie jedynie, abyście pytały siebie, jak najlepiej możecie służyć ludziom i jakie są wasze wyjątkowe talenty. Macie bowiem niepowtarzalne uzdolnienia, których nie ma nikt inny”
W rezultacie dzieci ukończyły najlepsze szkoły średnie, dostawały najlepsze oceny, a nawet w colleg’u wyróżniają się tym, że są finansowo niezależne, dzieje się tak ponieważ skupiają się na tym co mają światu do dania.
Deepak Chopra

30 lipca, 2010

Uwielbiam zapisywać fragmenty z książek, które powodują we mnie moment olśnienia mam tego dużo wszedzie, w notatnikach, kalendarzach, telefonie, komputerze, a teraz umieszcze je i na blogu. Może i komuś zabłyśnie.


Don Juan mówi do Carlosa Castanedy : „większość naszej energii pochłania podtrzymywanie wysokiego mniemania o sobie...Gdybyśmy potrafili utracić odrobine swojej ważności, zaszłyby dwa niezwykłe wydarzenia. Po pierwsze uwolnilibyśmy energie wkładaną w utrzymywanie złudnego wizerunku własnej wielkości; i po drugie, dostarczylibyśmy dość energii ...by na mgnienie dojrzeć rzeczywistą wielkość wszechświata „ Sztuka śnienia

29 lipca, 2010

„Nie musisz opuszczać pokoju. Siedź przy stole i słuchaj. Nie musisz nawet słuchać, po prostu czekaj. Nie musisz nawet czekać, naucz się tylko wyciszenia, spokoju i samotności. Świat dobrowolnie ofiaruje się tobie, abyś go odsłonił. Nie ma wyboru, potoczy się w ekstazie do twych stóp „ Franz Kafka (w sam raz na ten moment)

26 lipca, 2010

siedze w mojej ulubionej kawiarence w górach, patrze na ludzi, zastanawiam sie co dalej i jak ? czekam na znak od intuicji mojej szalonej.

20 lipca, 2010

"Wszyscy jesteśmy wynalazcami, wypływającymi w odkrywczą podróż, prowadzeni przez osobistą mapę, która nie ma kopii. Świat to same bramy, same możliwości."
- Ralph Waldo Emerson

09 lipca, 2010

07 lipca, 2010



So we meet again after several years
Several years of separation
Moving on, moving around
Till we spend this time
Chasing the other's tail

Whoah, whoah whoah, whoah whoah
I could never belong to you ...

06 lipca, 2010

"Ludzie uważają, że bratnia dusza oznacza idealne dopasowanie, i tego właśnie wszyscy pragną. Tak naprawdę bratnia dusza to lustro, osoba, która pokazuje ci wszystko, co jest w tobie zdławione, osoba, która zwraca twoją uwagę na samą siebie, żebyś mogła odmienić własne życie. Prawdziwe bratnie dusze to prawdopodobnie najważniejsze osoby, z jakimi mamy do czynienia, bo to one obalają mury, którymi się otaczamy i powodują, że możemy się ocknąć. Ale zostać z bratnią duszą na stałe ? Nie. To byłoby zbyt bolesne. Bratnie dusze pojawiają się w naszym życiu, żeby odsłonić przed nami kolejną warstwę nas samych, po czym odchodzą."
Ruszam za pare dni w moje kochane góry, znów...by złapać tamtej energii siedząc pod moim drzewem, patrząc na otaczające mnie góry, wolna, bez jakichkolwiek oczekiwań, wolna od wszystkiego, wedrująca po polach, górach. Tesknie już szalenie za tym.

04 lipca, 2010

Leże w hamaku i marze, odpływam daleko
Wczorajsza prywatka studencka była wspaniała, co prawda byłam zmeczona po tylu egzaminach i skończonej sesji momentami nieobecna duchem. Tak czy inaczej było magicznie. Chetnie bym to powtórzyła jeszcze kiedyś tylko z troche wiekszą obecnością umysłu i ducha. Dziś czuje w żyłach wino zamiast krwi, co nadal uzupełniam dziś kolejnymi lampkami wina, potrzebny mi był taki relaks. Teraz leże w hamaku... z winem (hi hi, że ja jeszcze mogę pić...), głową jestem troche tu na miejscu, troche w górach, i częścią nad morzem.

03 lipca, 2010

Dziś ksiezyc uśmiecha sie nad miastem. Znów obserwuje go dachu. Słucham Gipsy Kings... widze jak ksieżyc zamyśla sie przy tej muzyce, i lekko kiwa w jej rytm.
W tym samej chwili nad morzem ksieżyc odbija w wodzie swoje światło, które tworzy droge po której można by wyruszyć gdzieś zupełnie wolnym od wszystkiego.

02 lipca, 2010

Wchodze na krzesło, wspinam sie na paluszkach jak kubuś puchatek, który chce zdobyć miód i widze ksieżyc! W końcu go widze! Zdaje mi sie jakby gwizdał sobie, ma takie nadymane pućki jak Louis Armmmm. Ciekawe co sobie tam nuci. Piekny jest i jakis taki rozbawiony.